Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 22. 03. 2010 r.

 

 

 

Zarówno dziennikarze wrzucający wszystko do jednego wora, jak i ci, którzy wrzucają dziennikarzy do jednego wora, są równie niebezpieczni. Cechuje ich schematyzm myślenia, który uniemożliwia wzniesienie ponad poziom uwarunkowany uprzedzeniami, fobiami i irracjonalnymi lękami. Wszystko to podszyte jest zawsze nutą specyficznej nienawiści, która nazywa nienawiścią cechę tych, którzy próbują tę nienawiść im uzmysłowić. I wtedy ten, który przyszedł powiedzieć, że darzą go nienawiścią, zaczyna być obrzucany mięsem wypełnionego nienawiścią. Staje się synonimem nienawiści w oczach owych person.

 

To odwracanie pojęć jest charakterystyczne dla tych grup społecznych nawet wtedy, gdy z pozoru wyglądają na indywidua oderwane od ogółu.

 

Jeśli zatem wchodzi tu jakiś dziennikarz i, widząc wstępniaka autora tych wywodów, otwiera swój wór i woła: „O, to ten, który nie lubi dziennikarzy a w szczególności dziennikarzy naczelnych.” – to już wiemy, że mamy do czynienia z dziennikarzem pierwszej kategorii, który nosi wór zawsze przy sobie. Niczego z nim nie ugramy, nic z nim nie zwojujemy, bo jego rolą a i jego cechą naczelną nie jest o coś walczyć a gra w inną grę niż ta, o którą nam chodziło. Na pewno nie jest to muzyka.

 

Albo bowiem ktoś tu zwariował, albo nie potrafi prosto myśleć. A skąd niby autor Dziennika wie o takich personach w dziennikarstwie? Z kart dzienników i innych periodyków? A może wyeksperymentował to na własnej skórze, bo zna takich workonoszy dziennikarstwa... Pozostawmy to własnej skłonności do indukcji - logicznej - u czytającego ten Dziennik.

 

Albo innym razem ktoś wejdzie i woła: „A to ten, który nie lubi tego lub owego.”. I zaczyna się wypowiedź, jak to autor nie lubi muzyków albo forumowiczów, albo koników na biegunach. A nie pomyśli o tym, że wypowiedź dotyczy konkretnych muzyków, konkretnych forumowiczów i konkretnych ubiegunowionych koników.

 

A kto pomyślał o tym, że autor znalazłby jak drogocenną perłę kogoś, kto myśli kategoriami oderwanymi od uprzedzeń, fobii i tych strachów wynikłych z cieniów na ścianie. Co z tego, że jakaś wywyższająca się persona widzi siebie jako darczyńcę, dobroczyńcę i poświęcającego się dla misji niemalże świętego, gdy jest ciasno myślącym oportunistą o kręgosłupie służalca? Ilu jeszcze kłamców ubierze się w ubiór redaktorów, aby do szczętu zabić w autorze Dziennika wiarę w człowieka?

 

Nie jest to łatwe zadanie, bo wstając po raz kolejny, autor tę wiarę jakoś w sobie utrzyma. Po raz kolejny uzna, że w tym błotnisku taplają się jedynie świnie, a perły gdzieś widać wyszły latoś. Może się zajmuje nie tą dziedziną - a zajmuje się jakąś dziedziną? Może gdzieś siedzi, w jakimś kącie jakiś szczery, uczciwy, rozumny dziennikarz i to redaktor naczelny. I może ciągle pływa na powierzchni mimo stada łakomych każdego ochłapu świń dookoła, napędzającego modus, zwany wolnym rynkiem. Może tak. Ale autor Dziennika nie miał przyjemności poznać tego kogoś, zatem póki co, pisze na własną rękę. Nieco już od tego pisania obolałą.

 

A biorąc do serca uwagę Szymanowskiego o kompozytorach: „co to za rozpaczliwa sprawa, gdy kompozytorzy, zamiast komponować, zaczynają m y ś l e ć! I gorzej jeszcze – wszystko, co wymyślą, zapisywać!” – raczej powinien zaprzestać. Ale autor tych słów pisał? Czemu? A był przecież jeszcze Stefan Kisielewski.

 

Kupiłem kiedyś jego grzeczne aforyzmy. I wychodząc z antykwariatu postanowiłem dokupić do kompletu jakieś zgrabne - gruzińskie - wino. Pani w sklepie z winami orzekła: „O widzę, że czytamy tych samych autorów.”. „Kompozytorów...” – dodałem. „To Kisielewski był kompozytorem?.”. Po dłuższym moim wywodzie, którego czytelnikowi oszczędzę tym razem, pani podsumowała: „Nie wiedziałam.”. Dobrze, że chociaż tyle. To na co można liczyć u pań w sklepie ze szlachetnymi trunkami, na to liczyć nie sposób od znanych autorowi dziennikarzy - szczególnie naczelnych. Który przyznał się do niewiedzy, do błędu, do nieuctwa? Prędzej opluje autora, obojętnie czego, bo mu się nie chciało wniknąć w treść przyniesionej pracy, albo nie ma czasu, bo leci na jakiś ważny bankiet, gdzie mu stół serwują a za trunki nie musi zapłacić.

 

Autor płaci za swoje trunki. Płaci za swoje książki. Płaci za to piękną monetą. Kto mu zabroni? Muzyka na tym nic nie traci, bo może akurat nie ma jej w pobliżu. Poszła na dłuższą wędrówkę do dusz ludzkich i czekają na nią z utęsknieniem, co przyniesie z wojaży? A może akurat jest na wakacjach. Byle nie na vacatio legis, bo śpiącego prawa w Polsce już mamy dosyć, a szczególnie w wykonaniu wszelkiej maści siepaczy. Ciąć też trzeba z głową a nie na lewo i prawo... i na oślep. Bo inaczej wraz z chwastami wytnie się wszelką roślinność. To jakby dyrygent zamiast batuty chwycił za rusznicę p-panc. I co wtedy zostanie ze składu orkiestry? Nawet blachy się nie uchronią, bo też, to tylko blachy z metali kolorowych, a pancerze z tego rodzaju złomu wyszły z mody i użytku jeszcze w czasach starożytnych.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

Do góry