Istnieje
pewien odwieczny konflikt między dorobkiewiczem i twórcą.
Pozornie jest to konflikt między mieć a być.
Ale to błąd. W istocie jest to konflikt innego
rodzaju. Dorobkiewicz chce mieć spokój od twórcy, a
twórca chce mieć spokój od dorobkiewicza.
Jednakże
na straży dorobkiewicza stoi cały aparat
biurokratyczny, administracyjny i państwowy, a twórca
musi szukać obrony w rozumie ludzkim. Resztki tego
rozumu czasem odżywają się w sumieniach ustawodawców,
czasem w resztkach rozumu rządzących, a czasem nie
ma ich wcale. Dorobkiewicz natomiast, niezależnie od
systemu politycznego zawsze ma się dobrze. W Polsce
za czasów komuny była także forma
dorobkiewiczostwa, tak ładnie opisana a w istocie
opowiedziana w zdaniu: „Mój mąż jest z zawodu
dyrektorem.”. Glejt do tego rodzaju
dorobkiewiczostwa dawała książeczka partyjna. Dziś
ten sam dorobkiewicz jest członkiem innej kasty,
chciałby sam siebie zaliczyć do klasy, ale klasy to
brakować będzie mu zawsze. Tym czymś jest biznesmeństwo.
Czyli nowy typ pasożytnictwa społecznego.
Dawniej
w czasach przedrozbiorowych była tym także
arystokracja, ta wiedźma, która zepchnęła Polskę
w łapy poddaństwa u obcych. Pewien typ wyniosłości,
jaką uzyskuje każdy dorobkiewicz, gdy mu konto
spuchnie. Żadnych skrupułów, żadnej miłości, żadnej
dobroci serca... wszystko dla kasy.
Nie
dziwota, że taki chce trwać w błogostanie, który
daje mu posiadanie dóbr i nie potrzebuje zawracania głowy
ze strony twórców. Twórcy to ci, którzy przewracają
w mniejszym lub większy stopniu ów porządek, jaki
daje hierarchia zbudowana na hierarchii wartości
wyrosłej z wyceny człowieka jak towaru na targu. Człowiek
stał się towarem.
Nie stało się to dzisiaj, to przypadłość
cywilizacji od zarania jej istnienia. Ale oddawanie człowieczeństwa
w łapy dorobkiewicza, to pewnego rodzaju dewiacja społeczna
dzisiaj. Bezkrytyczny i pozbawiony zasad hipokryta, którego
jedyną wartością są pieniądze, nie umie ocenić
człowieczeństwa jako wartości samej w sobie. Po
prostu nie wie, czym jest człowiek i człowieczeństwo.
Dla niego ludzie, to ci, którzy dla niego i na niego
pracują. Innej miary człowieka nie zna. Dla niego to
inny rodzaj małpy.
Boi się
zatem twórcy jak ognia, bo ten mu uświadamia, że człowiek
to wartość innego typu i nie sposób jej wycenić,
zmierzyć... a już zupełnie wymyka się miary
poprzez posiadanie. Dla dorobkiewicza twórca byłby
może nawet wyrzutem sumienia, gdyby dorobkiewicz posiadał coś
takiego jak sumienie. Dorobkiewicz posiada tylko majątek.
Inne kwestie go nie interesują, nie zna ich, nie wie
czym są. Jego kalectwo intelektualne jest w istocie
upośledzeniem duchowym i emocjonalnym.
Dlatego
twórca ma prawo uciekać od takich, oczekując
spokoju, aby móc pracować dla dobra człowieka. Czy
może oczekiwać zrozumienia ze strony biurokraty,
politykiera albo innego typu rządzących? Raczej nie.
Może czasem, gdy pośród tych osobników znajdzie się
jakiś twórca, to może jakiś niezdrowy przepis
nagnie się w stronę twórcy w ogólności.
Ale w
istocie powód do tego powinien być inny, prostszy.
Skłaniać do pomocy twórcom powinno wyrachowanie
dorobkiewicza. Dorobkiewicz bez twórcy zdechnie, bo
stanie się niekonkurencyjnym reliktem, skazanym na śmierć
z powodu przestarzałych metod działania. Wszelka twórczość
ubogaca bowiem przede wszystkim dorobkiewicza.
Dopóki
w Polsce nie zrozumiemy tej prostej prawdy, kraj nasz
będzie bity w dupsko (to coś bowiem nie zasługuje
na szlachetne miano liternictwa). Nie rozwinie się tu
nic, ani garncarstwo, ani kołodziejstwo... ani tym
bardziej muzyka.
Andrzej Marek Hendzel
|