„Hendzel,
czegoś się znowu czepił.” – oto, co ma do
powiedzenia tak zwane środowisko. Ale kogo obchodzi
środowisko? Czy tu trzeba wołać ekologów, aby
bronili owego otoczenia naturalnego. Czy Natura woła
tu o pomoc?
Nie ma
nic bardziej wynaturzonego jak muzyk pozbawiony wyobraźni.
To jak drzewo bez liści. Sterczące w niebo wysychające
albo już wyschłe kikuty – oto obraz takiego członka
środowiska.
Miałem
o tym nie pisać, ale piszę program do składu
nutowego. Czy się znam na tym. Ale owszem. Potrafię
programować i to w kilku językach wysokiego poziomu
a przecież nie boję się zbytnio także Asemblera.
Zatem od tej strony jestem przygotowany. A ponadto
tworzę muzykę. I to bardzo często przy użyciu
maszyn matematycznych i oprogramowania. Są momenty,
że odrzucam wszystko inne. Czyli chyba mam
przygotowanie.
Ale
pojedynczy programista, nawet mający sporą garść
świetnych ludzi, których zawsze może się o coś
zapytać, gdy nadmiar potrzeb przerasta możliwości
pojedynczego człowieka, to i tak walczący na pustyni
z Dżinem. Ten demon, uzbrojony rzekomo w rzetelną
wiedzę, doświadczenie akademickie i wykonawcze, a
nawet kompozytorskie i teoretyczne nie umie wydukać
dosłownie niczego, aby współtworzyć taki program.
Może dla niego program to zestawienie kawałków, które
ma zagrać na koncercie. Być może, bo możliwości
intelektualne tego duszka są żadne.
Czy
mam błagać, aby zechciał się ruszyć i zobaczył
gdzieś na horyzoncie świetną aplikację, która będzie
powszechnie używanym narzędziem? Może powinienem. A
ponadto powinienem pewnie zachęcić do sfinansowania
tego projektu chińskiego cesarza i to w szczytowym
momencie rozwoju cesarstwa i jego chęci wspierania
projektów związanych z muzyką.
Dla
polskich muzyków wykazanie się swoimi możliwościami
umysłowymi to afront. Im trzeba gaży i publiki, która
ma wiernie klaskać na koniec utworu, aby im nie
przeszkadzała w tej miernocie wykonania. Może uogólniam,
bo są tu przecież jacyś artyści. Gdzieś. Pełno
ich, tylko nie umiałem ich znaleźć. Szukałem, widać,
przy użyciu nie tego wykrywacza, którego należało
użyć. Bo, sądząc po minach tych ludzi, wypadało użyć
wykrywacza min. I to takiego, który wykryje miny z
tworzyw sztucznych, bo w tej aurze sztuczności tylko
taki by zadziałał.
Napisanie
takiej kobyły programistycznej to dla naszego,
polskiego środowiska wyzwanie ponad jego możliwości.
I nawet ci, którzy tu przyjechali studiować i pokończyli
studia, zasiedlają kąty filharmonii i uczelni są już
zarażeni tą modą na niechęć do współpracy.
Oczywiście,
wiem co usłyszę, to wszystko moja wina, że nie umiałem
zachęcić tych ludzi to pomocy. Adam Smith, którego
cenię niezbyt wysoko, nawet pomimo tej pięknej i w
sumie dość poetyckiej wizji świata współczesnego,
czyli niewidzialnej ręki rynku, stworzył też
opis źródeł zgnilizny, zwanej obecnie korupcją.
Niestety najbardziej korupcjogenny wydał mu się świat
literacki. Ale, widać, nie do końca przeanalizował
tę sprawę, albo nie znał środowisk muzycznych. Tu
dopiero zobaczyłby popis. Rzecz jasna mówię o
popisie wokalno instrumentalnym.
Ale może
się mylę i obudzi się ktoś, kto przyjdzie z
napisanymi przez siebie wzorem Feliksa Wrobla uwspółcześnionymi
materiałami z orkiestracji, edycji partytury i
konstrukcji graficznej dzieła muzycznego. Wtedy
odszczekam, to co tu napisałem. Wskażcie tylko
miejsce i postawcie dla mnie pręgierz. Stanę na nim
i odszczekam.
Natomiast
środowisko zaskowycze zaraz: „Patrzcie, na jaką
wyszedł scenę i popisy strzela. O, jak deski
sceniczne poniewiera swoim buciorem.”. Dziś wiek
XXI – pręgierz to taki miły mit o miłym średniowieczu.
Tyle tych bajek nawypisywali autorowie o mieczach
rycerstwa. Nie dziw zatem, że biednym muzyczkom
pomylił się pręgierz ze sceną. Każdy z nich marzy
o swoim scenicznym wywyższeniu, ale jak kto ich do
pracy będzie zachęcał, będą swoimi minami, fąchami
i fuchami odstręczać wszystko. Ale za to może dadzą
ludzkości asumpt do stworzenia wreszcie wykrywacza
min wszelakiej sztuczności.
Zatem
moja aplikacja czeka spokojnie i wytrwale z całą możliwą
cierpliwością na te rodzynki środowiskowe. Wszak
teraz, po tej katastrofie, która udowadnia tylko i wyłącznie
całkowity brak umiejętności współpracy w Polsce,
a jeśli już to tylko w celu zdestruowania czegoś -
wiara w możliwość powstania tutaj czegoś dużego
to wiara w smoki latające. I żeby który zaryczał,
bodaj jaką ruladę zaśpiewał. Nie, tylko na Wawel
idzie, by trupy królewskie wyżerać. A przy tym dąć
swą od wieków już odętą fizys.
Andrzej
Marek Hendzel
|