Kupiłem
„Teorię Pieniądza J. M. Keynes’a” Stanisława
Bączkowskiego. Już z góry wiedziałem, że książka
będzie nietknięta, bo sprzedający zamieścił
informację, że jest nie porozcinana. To nic nowego w
kwestiach książek, które kupuję, ale czemu akurat
odnośnie teorii pieniądza i ekonomii.
Kim był
ów Keynes? John Maynard Keynes znany jest głównie z
książki „Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i
pieniądza.”. A w każdym razie tę książkę
umieszcza w swojej „100 najważniejszych książek
świata” Martin Seymor-Smith i to pod numerem 88.
Motywy tego autora są dosyć ośle, ale czasem trudno
mu odmówić racji w tym zestawieniu. Co nie zmienia
faktu, że dopatrzyłby się gnozy nawet studiując
instrukcję obsługi nocnika.
Kiedyś
napisałem do jednego sprzedawcy, że przesadził
lekko umieszczając Adolfa Hitlera jako aktora filmu
„The Doors”. Użyłem dodatkowo argumentu, że każdy
neonazista wie, co znaczy 88, gdyż na jego
prezentacji handlowej była ta liczba, pokazywana w
prawdziwym nadmiarze. Odpisał, że widać jestem
neonazistą, skoro wiem, co to znaczy, bo on w tym
celu musiał aż spojrzeć do jakichś źródeł. Co
nie zmienia faktu, że nazistowski przywódca Niemiec
nie był aktorem filmowym w latach dziewięćdziesiątych
XX wieku – o ile był nim w ogóle.
Widocznie
jednak wiedzieć, to wróg naszego życia
gospodarczego, skoro lepiej nie wiedzieć i mieć dużą
sprzedaż. Ale logika, ta prosta metoda układania myśli,
przydaje się na pewno w rozumowaniu. Gdy ktoś myśli,
to przynajmniej chciałby wiedzieć, że inni myślą
przy użyciu tych samych sposobów. Oczywiście, może
się zdarzyć, że istnieje jakaś inna logika, ale
lepiej poprzestańmy na tej, którą znamy. I to nie
przez zachowawczość, ale dlatego, że nie zrozumiemy
się zupełnie, zanim wymyślimy, opracujemy i
upowszechnimy zasady nowej logiki.
Ktoś,
kto wie o czymś, nie jest tym czymś, o czym wie.
Podobnie obrońca nie stanie się słabą, ale mającą
wzięcie szansonistką, gdy broni jej przed ludźmi,
którzy najpierw ją z jakichś powodów stworzyli, a
potem płaczą, że ich ten Golem bije. Jeśli poszli
tam jako sługi, na zlecenie pisać tej piosenkareczce
ckliwe melodyjki, a ta teraz wyżarła się i ma ich
gdzieś, o przepraszam, w liternictwie, to do kogo mają
pretensję… Napędzili jednak życie gospodarcze w
oparciu o swoją niewiedzę o takich muzycznych
japiszonach, bo ta pani sprzedać się potrafi i się
sprzedaje. Ale nie stanie się bandytą adwokat broniący
bandyty tylko dlatego, że go broni. Aby się stać
bandytą, trzeba mieć do tego inklinacje, popaść w
określone towarzystwo, zostać popchnięty do tego
przez okoliczności... ale gdy ktoś ma dostatecznie
mocny charakter, nie stanie się bandytą nawet w
najgorszej sytuacji.
Widziałem
program o ogrodnictwie, gdzie japiszon porównany
został do pnącza. Szybko się pnie na cudzej łodydze,
byle wyżej. Inteligentna roślinka. Ale takie pnącze
rzadko kiedy stanie się podporą dla drzewa. Może
dla innych pnącz. I to całe jego możliwości. A na
nim zbudowana została światowa gospodarka ostatnich
trzydziestu lat. My jednak w Polsce rządzimy się
innymi regułami, a w zasadzie brakiem reguł. Książki
teoretyków ekonomii, którzy wywarli tak wielki wpływ
na gospodarki kapitalistyczne są u nas albo nie
wydawane, albo podważa się zawarte w nich przemyślenia.
I leżą kilkadziesiąt lat nie czytane przez nikogo.
Oczywiście, był to czas gospodarki socjalistycznej,
gdzie nie potrzeba było takich teoretyków. Ale dziś
pieniądz stał się modus vivendi naszej
rzeczywistości, jak w tamtych okrzepłych już w
kapitalizmie gospodarkach. Czemu zatem dziś także
nie mają wzięcia?
Jedzie tu taki kretyn i trąbi
w niepogodę na ostrym zakręcie na dziurawej bocznej
ulicy, bo inny kretyn nie znający się kompletnie na
urbanizacji zrobił skrzyżowanie świetlne i puszcza
tędy przeładowany ruch uliczny. Typowy neofita i
nieuk, który nie zastanawia się nad konsekwencjami
swoich działań, a działa. A może to dziecko
beztroskie, które nie wie, że ogień parzy i pakuje
rękę do paleniska. Tylko czemu nie swoją?
Ale
poszukajmy innego toposu. Może to dziecko, które
przyszło do pana od muzyki i puknęło w klawiaturę
pianina. Pan zaraz się oburzył i krzyknął: „Nie
rusz, bo popsujesz.”. I skończyła się muzyczna
edukacja dziecka. Zastraszone odeszło i nigdy więcej
nie tknęło instrumentu. Opowiadał mi jeden
specjalista od naszej ciemnej siły gospodarczej, która
jednak, jak widzimy, jest sprawczynią tego cudu
gospodarczego, że musiał iść do szkoły tłumaczyć
się, że napisał za córkę utwór muzyczny. Pani od
muzyki burczała, że to niewychowawcze, by rodzice za
dziecko pisali utwory. Nie wiem, co się teraz dzieje
w szkołach, ale wyobraź sobie, czytelniku, minę
tego speca gospodarczego, jak na niego fuknęli, że
pisze muzykę, kiedy ten nie umiałby nawet jej wysłuchać.
Teraz to dziecko już sporządniało, nie pisze żadnych
utworów nawet na zadanie domowe, a całymi dniami
siedzi na Allegro. To przecież też muzyka, a
przynajmniej podkradziony termin muzyczny. Włoska
szkoła. Szybko i potem może jeszcze szybciej.
Wyjaśnił
się zatem nasz cud gospodarczy, który powoduje, że
w tym morzu recesji nasza gospodarka funkcjonuje dosyć
dobrze nawet pomimo głupiego rządu. Władza jednak
zakrzyknie, że to jej zasługa. A szczególnie
monetaryści wrzasną, że to ich dzieło. Doszli już
do tego stopnia samozaparcia, że zaczęli krytykować
jednego z twórców neoklasycznej szkoły z Cambridge,
do której w końcu należał Keynes, choć poszedł
trochę dalej w swych rozważaniach. Bo przecież nasi
muszą być górą, szczególnie w kwestiach
gospodarczych, skoro gospodarka działa, pomimo tego,
że chcieli ją zepsuć.
Ale
oczywiście polscy ekonomiści zawsze chcieli ją
ratować. Balcerowicz albo Belka, cóż za tuzy myśli
ekonomicznej. A w istocie ich mierne postępki na szczęście
nie zadusiły resztki rozsądku u ludzi w Polsce. Tyle
lat gnębienia Polaków w ciemnej sile, która niszczyła
wszelkie próby wyjścia z tego opłotka. I to nie od
kilkudziesięciu lat, jak chcą niektórzy, ale od
trzystu lat, jak twierdzę w oparciu o fakty. I nie
udało się rodzimym łajzom zablokować chęci Polaków
do stworzenia lepszego życia. Czy to się udaje?
Wieczne
kłótnie i wojny, wieczne poddawanie się obcym wpływom
wreszcie nauczyło Polaków, że trzeba zachować się
jak to dziecko przy pianinie. Puknąć w klawisze i
zobaczyć, co z tego wyniknie. Może nie zna systemu
tonalnego, ani jego koślawego ewolucyjnie dziecka
jakim był serializm. Może nie wie, co to
kontrapunkt, ale umie wysłyszeć następstwa dźwięków,
które mu w środku pobrzękują i to wyjdzie mu spod
palców. Bawi się tą muzyką... jak dziecko. Ale to
jest właśnie twórcze.
I może
tak samo bawi się sprawami gospodarczymi nasz rodzimy
niedouczony przedsiębiorca. Umie usłyszeć potrzebę
i całą swoją pomysłowość pcha w to, aby się udało
ją zaspokoić. Że Anglik zapomniał, że Niemiec nie
wie, że Francuz z wygody nie myślał. A kogo to
obchodzi. Żyjemy w Polsce. Dlatego gospodarka działa,
a nie dlatego, że głupawy profesor ekonomii na siłę
chciał ją zepsuć, pompując w nią kolejny
eksperyment – swoje służalcze sposoby upchania tu
wymarłych teorii po to, by potem nagle stwierdzić,
że może nie były właściwe.
Prawdziwe
życie gospodarcze zapewniają bowiem ludzie. Chętni
do działania mimo głupoty rządzących, mimo
ograniczenia umysłowego bankowców, mimo tej całej
biurokratycznej bandy. Pchają ten wózek w tym
bagnie, bo znają ten teren, bo wiedzą, że nie mają
wyjścia, bo potrzebują go doprowadzić na miejsce. A
nie dlatego, że głupek z nahajką krzyczy im nad głową,
że idą nie tam, gdzie trzeba. Sami wiedzą, gdzie iść.
Ale ta
niewiedza... czy lepiej jej stawić tamę. To że
polscy ekonomiści z katedr nie potrafią wypocić
swoich teorii, to już wiemy. To że są marnymi
kopiami swoich zachodnich kolegów, to też wiemy. Bo
kto nie czytał książek nawet z drugiej ręki –
czyli autorów o autorach – jeśli nie polscy
ekonomiści? A może ta ich niewiedza także przyczyniła
się do rozrostu pędu do zmiany na lepsze w Polsce,
którego nie zatrzymał nawet światowy kryzys. Może
i oni są jak to dziecko przy fortepianie, a ja ich tu
chcę odpędzić od klawiatury.
Nie
mam fortepianu i nie mam potrzeby gonić dzieci od
nauki. Dlatego kupiłem tę książkę, by bodaj ktoś
ją porozcinał. I wyjmuję nożyk z kieszeni, gdy
dojdę do następnej nie rozciętej składki. Zupełnie
jakbym po raz kolejny walczył z podłotą ZUS-u, którego
złodziejstwo także nie zabiło jeszcze naszej
gospodarki, pomimo wszelkich swoich wysiłków. I
czytam. A rozcięta składka jest jak zakładka.
Jednakże
nie widzę żadnej szansy dla tego naszego neofity,
tak gorliwego w swych ślepych wysiłkach i, póki co,
mającego więcej szczęścia niż rozumu. Niewiedza
nie zastąpi dobrze zgranego teoretycznie opracowania.
Nie stworzy się czegoś trwałego w oparciu o brak
systematycznej wiedzy. Jeśli zatem nie musimy
korzystać z cudzych opracowań, to musi powstać
polska szkoła ekonomii.
Kiedyś
w jakimś programie wypowiedział się jakiś młody
ekonomista, że polskie firmy nie muszą dbać o
innowacyjność wynikłą z nowatorstwa naukowego i
technicznego, a wystarczy, że oprą się na swoich
pomysłach w marketingu. Bo to w oczach tego kogoś
także innowacyjność. Trochę zajechało jaskinią
zbójców. A czym będą handlować, gdy nie będą
mieli własnego wyrobu? Raz tych ze Wschodu a raz tych
z Zachodu? A żyć będą z czego? Z nadwyżki (marży)
w handlu czy na kredyt? Niestety innowacyjność to
skutek wdrażania myśli w postaci wynalazków i
ulepszeń o charakterze technicznym. Jednakże od
biedy marketing także można zaliczyć do techniki,
bo przecież techne to sztuka. Może być zatem
sztuka marketingu. Zupełnie jak sztuka mięsa, albo:
„W wojsku musi się zgadzać sztuka.”. Jeden to
jeden, dwa to dwa... Ale zamek to nie zawsze zamek.
Ale
czy to ma sen? Czy tak naprędce sklecona teoryjka
jest równie mocna jak tak sklecona gospodarka? A może
przyczyny tej siły tkwią gdzie indziej. Może ziarno
wyrosło pomimo tego, że długo leżało porzucone na
strychu? Mimo wszystko, jak ziarno z grobowców faraonów,
które wyrosło i dało plon po tysiącleciach. Jednakże
nic nie wyrośnie bez głowy i ręki siejącego, którą
jest wiedza, i bez żyznego gruntu, którym jest
potencjał ludzki.
Jednakże
nic nie zastąpi wiedzy. Po co popełniać błędy
innych, gdy ci już dosyć składnie opisali je już
dawno. Może ta niewiedza trwoni niestety wysiłki
dziecka, bo nie było nauczyciela, który rzekłby:
„A co ty grasz, dziecko? To ciekawe. Zostań, nauczę
cię zasad muzyki.” – zrobił to, by w pełni
wykorzystać potencjał uzdolnionego dziecka. Bo
dziecko nie wie, że nie wolno, a mimo tego
robi coś twórczego, a może właśnie dlatego. Albo
nauczycielka nie poleciała do mamuni i tatunia, oskarżać
ich o pisanie utworów za córkę, gdy ci Bogu ducha
winni dorobkiewicze nie rozumieli nawet, o co chodzi,
bo kupili tylko drogi instrument dziewczynce, aby
zaszpanować kasą i może wychowa się z tego jaka
gwiazda. I zamiast tego siadła owa pani i nauczyła
dziewczynkę czegoś jeszcze, bo zauważyła w niej
talent.
I tak
samo z gospodarką, może ktoś powinien tym osłom dać
bodaj podręczniki do nauki ekonomii. Pieniądz stał
się tak silnym motywem działania, ale nie znając
starych teorii pieniądza, nie sposób stworzyć
nowych. A przy tym istnieje możliwość, że zacznie
się dreptać cudzymi śladami, nie znając ich nawet.
I dlatego może warto bodaj przetłumaczyć na polski
książki Jevonsa, A. Marshalla, A.C Pigou, H. D.
Hendersona, D. H. Robertsona i wreszcie owego Keynesa.
Aby stworzyć własną szkołę trzeba coś umieć.
Nie wystarczy oprzeć się na genialnym instynkcie
ludzi, którzy jak samorodny talent, jak złoty
samorodek, radzą sobie w pierwszych krokach
gospodarczych, jak to dziecko w pierwszych dźwiękach
wydobytych z mroku czarnego pudła fortepianu.
A może
ekonomia rządzi się modami jak muzyka i ogród? Może
to, co było wczoraj jest tylko straconym czasem, który
przeminął? Może jest jak niemodne spodnie i bluzka
kupiona z licytacji albo w ciuchlandzie? Ale dobrze
jest wiedzieć, jak wyglądały te przeżyte kształty,
by samemu z niewiedzy nie stworzyć czegoś kubek w
kubek identycznego i nie szczycić się potem, że się
wynalazło coś na czyimś śmietniku. Czy Anglicy,
Francuzi albo Niemcy są wolni od takich grzechów? Na
pewno nie. Zaczęli je popełniać jeszcze Włosi,
wynajdując rzeczy, które świetnie były znane
Grekom i Rzymianom. Ponownie odkrywali albo fałszowali
odkrycie, by korzystając z ludzkiej niewiedzy o tym,
podać się za autora nowego wynalazku. Ale Włosi nie
dlatego mają tak dużo wynalazków na swym koncie, że
są leniwi, ale zauważyli, że człowiek staje się
wydajniejszy, gdy korzysta z usprawnień. I zauważyli
to dawno.
Podobnie
Amerykanie, którzy rozwinęli swoją gospodarkę nie
znając Keynesa i całej neoklasycznej szkoły
angielskiej w ekonomii. W XIX wieku tej szkoły po
prostu jeszcze nie było, a bum amerykańskiej
gospodarki dopiero się zaczynał. Ale czy nie znając
„Poetyki” Arystotelesa można pisać dzieła?
Oczywiście, że można, skoro ta poetyka nie dała
dobrych rezultatów u Greków, bo po jej powstaniu ich
literatura skarlała, choć przedtem była. Ale dała
świetne efekty u tych ludów, które ją szybko
przyswoiły. To samo jest z teorią pieniądza rodem
ze Szkocji. Bo Keynes, co tu dużo mówić, był
Szkotem. Bo co może zrobić rozsądny Szkot jeśli
nie pisać o pieniądzu. Ale zasady przez niego wyłożone
działają do dziś, skoro gospodarka zaczęła padać
z powodu zadłużonych nieruchomości w Stanach
Zjednoczonych. Widać Amerykanie też nie doczytali
prostych prawd, opisanych przez Keynesa, że trzeba
zamiast kopania dziur w ziemi, dla pozyskania jakichś
dóbr naturalnych, budować dla ludzi domy, bo to napędzi
gospodarkę. Ale nie w oparciu o pęd do nadmiernych
zysków dla specjalistów od sprzedaży, których nie
sposób potem wyegzekwować, bo nie wypracowało się
ich podstawy, czyli prawdziwego kapitału. A potem
ratuje się bandytów, którzy do tego doprowadzili i
to z kasy państwowej, a nie tych, którzy są
ofiarami tego procederu, napełniania kabzy pieniądzem
bez pokrycia. I co z tego, że to był pieniądz
bankowy a nie rzeczywisty? Obrzydliwe typki w bankach,
które teraz robią miny, że nie są wróżkami,
kompletnie zawiodły, bo także nie znały teorii
pieniądza.
A
czemu o tym w Dzienniku muzycznym? A czy mamona nie dźwięczy?
Czy nie gra w naszych uszach najczystszą muzyką?
Przecież tylko takiej muzyki chcą obecnie Polacy i
nie tylko oni. Inne sprawy są ciche i stoją w kątach,
jak ta nie porozcinana do końca jeszcze książka o
kasie. Angielskie granie. Wysuwa się szuflada, dźwięczy
dzwonek i zaczyna się „Money”.
Andrzej
Marek Hendzel
|