W
poszukiwaniu oryginalności na siłę są jakieś
znamiona szaleństwa, ale gdy ktoś chce zrobić coś
oryginalnego i mu nie wolno, to jest jeszcze większe
szaleństwo.
Miałem
już nie pisać tego Dziennika. Zamknąłem go. To
znaczy jego pierwszą edycję. Ale dziś otworzyłem
na chybił trafił książkę z tekstami The Doors i
ten, który przeczytałem, zmroził mnie:
Dead
President’s corpse in the
driver’s
car
The
engine runs on glue and tar
Come
on along, not goin’ very far
To
the East to meet the Czar
Run
with me
Run
with me
Run
with me
Let’s
run
Co w
moim przekładzie wyglądałoby tak:
Korpus martwego Prezydenta w
wozie
kierowcy
Silnik rusza na kleju i smole
Postąp dalej, idąc nie bardzo daleko
Na Wschód spotkać Cara
Chodź ze mną
Chodź ze mną
Chodź ze mną
Więc
chodź
Oczywiście
„run” lepiej oddać jako „biec”, ale
jednosylabowej wersji od „biegnij” w języku
polskim nie ma. Albo „dead” można oddać jako
„zapomniany” albo nawet „zdechły”, jakby
chciał niejeden kundel zajmujący się obecnie
polityką, ale co za dużo, to ponad moje nerwy.
Jest
to fragment utworu „By nie dotknąć ziemi”
(„Not to touch the eart”). I jak mam po czymś
takim nie pisać o muzyce? Muzyka jest siłą, nośnikiem
myśli, które szukają harmonii, jaką można lub
trzeba zaprowadzić w społeczeństwie. Natomiast tępe
kpy, które plują na ludzi, których sami wynieśli,
albo razem z nimi robili kariery, ale potem ich kłótliwe
natury podzieliły ich, te kundelki szczekają potem
na tego, który stanął ponad nich. Nie wyrzucam im
ich głupawego szczekania, bo to wybaczalna przywara,
ale wyrzucam im ich niemuzykalność. Tępe, głuche i
ponure psychiki tych ludzi są jak trupy za życia. To
prawdziwa zaraza życia społecznego w Polsce.
Posunąłbym
się nawet dalej. Jeśli ktoś nie ma zdolności
muzycznych, temu zakazane jest wykonywanie
jakichkolwiek funkcji publicznych. Taki ktoś może być
kimkolwiek zechce, byle nie politykiem czy kapłanem.
To chyba oczywiste. Skoro to jakaś forma kultu, gdzie
pomieściłby się ktoś celebrujący nabożeństwo,
kto nie umie śpiewać? Wyobrażacie sobie fałszywą
pieśń przy jakimkolwiek ołtarzu? Już lepiej leżeć
wtedy na cmentarzu, niż czegoś takiego słuchać.
Odezwie
się taki a jakby psy wyły. Po co taki wychodzi przed
publikę? Czego chce? Żeby jego gębę oglądali
ludzie i się zastanawiali, czy Bóg nie miał czasem
jakiegoś zaćmienia umysłowego, tworząc taką zarazę?
I gdyby taki zasługiwał bodaj na szlachetne miano
psa. Ale pies jest wierny swemu panu, a takie coś, to
jakaś parodia psa. Pies, który kąsa rękę pana, to
pies, którego należy uśpić – na wieczność. Żaden
to humanitaryzm zostawiać takiego przy życiu. Nawet
jeśli pan to skończone bydle, toż to w końcu od
ruskich uczy się taki kundel wierności, a tam pies
czechowowski, to pies bity, kopany i opluwany, a mimo
to pędzi do swego właściciela. Takiej natury psiej
uczą się od nich, to niech przynajmniej będą
konsekwentni i zamkną swe pyski po śmierci tego, którego
obszczekiwali już za życia.
Ten
czar ruskiego despoty. Tego nowego Katarzyna. Lepiej
go zakatrupić już teraz, zanim zniszczy resztki
cywilizacji na ogromnych połaciach swego kraju. Zanim
ten kolaps nie zassie innych do pustki, jaką wokół
siebie roztacza. Niech odejdzie w spokoju, jak Borys
Godunow. Skoro chciał się bać Polaków i wmawiać
rodakom, że Polacy są największym zagrożeniem dla
ich imperialnych popędów – bo nie zapędów – to
niech mu nasze przekleństwo będzie na wieki
akompaniamentem tego, co zrobił.
Andrzej
Marek Hendzel
|