Mało mnie obchodzi ostatnio, czy mi ktoś przyzna
rację czy nie. Są takie chwile, że nie obchodzi
mnie to wcale. A w szczególności nie chciałbym, by
były to racje żywnościowe. A dokładniej jeszcze,
by zamieniły się w racje głodowe.
W myśleniu nie chodzi o to, kto ma rację, ale o
to, gdzie jest i jaka jest prawda. To niezbyt dużo,
ale takie jest myślenie. Nie uchwalą tego sejmy i
trybunały. Nie zarządzi tego żadna władza. Prawda
jest tam, gdzie jest, a nie tam, gdzie jest czyjaś
racja. Rozdzierać szaty z powodu niezbyt poukładanych
myśli, to ten sam proceder, co zadeptywać prawdę.
Prawda także nie stoi po tej czy innej stronie,
prawda nie zawsze nawet stoi za sobą samą. Prawda to
prawda. Nic jej więcej - do szczęścia albo może do
nieszczęścia - nie potrzeba. Jest samowystarczalna.
To ludzie potrzebują racji, zalążka swojego
egoizmu, małostkowości i małości. Jeśli zatem ktoś
mi rację przyznaje z uwagi na szczególną moją
napastliwość, dar do dyskusji albo kwiecistość
wymowy, taka racja nie jest wiele warta. Tyle tylko,
że łechce moją próżność, gdyż przyznaje, że
znam się na sztuce przekonywania. Ale czy taka sztuka
ma prawo być miernikiem prawdy? A w szczególności
prawdy w słowach?
Wolałbym, gdyby ktoś przemyślał to, co mówię,
i wytknął mi błąd. Tego w zasadzie czekam przez cały
czas. W niektórych sprawach gotów jestem takiemu
komuś nawet zapłacić, by te moje błędy
powynajdywał, bo najtrudniej poprawia się samego
siebie. Trudno nabrać dystansu do siebie i tego, co
się robi. I tkwi się w błędzie. Ale jeśli ktoś
moje głębokie przekonanie o czymś zamierza zamienić
i przedstawić jako błąd, to wybacz... kto mnie tam
czytasz i słuchasz... nie ustąpię.
Piszę od lat program do składu nutowego. Błędów
jest całe mnóstwo a nie wszystkie mechanizmy powstały.
Ale te błędy wykryłem łatwo po prawie rocznym
odstawieniu tej pracy. W trakcie pisania nie widziałem
ich. Po tak długiej przerwie stały się widoczne jak
krosty na nosie. Ale tu nie doczekałem się żadnej
osoby chętnej do pomocy, a przekonywałem, prosiłem
i błagałem... różnych.
Natomiast nieistotne sprawy w rodzaju: „Pan nie
zasznurował buta.” albo „Masz wywinięty kołnierz.”
– takie utyskiwania słychać stale. I to od kogo?
Od kogoś, kto wychla piwo i postawi butelkę na środku
jezdni. Kogoś, kto rozpali ognisko w śmietniku na
ulicy, albo w dniu śmierci głowy państwa powywraca
śmietniki na całym osiedlu. Ale taki widzi, że
niejaki Hendzel broni jakiejś dziewczyny z
dorysowanymi skrzydełkami aniołka na plecach i
zarzuca owemu Hendzlowi, że ten zamieni się w ową
bronioną przez siebie osóbkę. Że ten Hendzel,
broni tego produktu masowej kultury przed załganą
dewocją i pseudogustem pseudomelomanów. Czy ów
Hendzel wierzy, że ten tatuaż zamieni dziwkę w anioła?
Nie. Wie tylko, że dobra dziwka to lepiej niż marna.
A czy adwokat zamieni się w swojego klienta
dlatego, że go broni? Nie stanie się tak nawet wówczas,
gdy mu płacą. A na pewno wtedy tak się nie stanie,
gdy robi to z przekonania i pro publico bono
– nawet nie pro bono. Nic mu się tu na niego
nie rzuci jej eminencja dziwka. Nie wykoślawi jego myślenia
na myślenie dziwki. Po prostu mówi taki: „Jeśli
jest między wami taki, który jest bez grzechu, niech
pierwszy rzuci w nią kamieniem.”. Czy to zatem
figura retoryczna? Czy może jakaś persona – figurą
zwana?
Racja nie stoi po niczyjej stronie. Można jedynie
nagiąć fakty do jakiejś racji. Czemu? Bo racja jest
tam, gdzie jest prawda. A nikt z nas tej prawdy do końca
nie zna. Możemy zatem się przekonywać, a nawet do
pewnego stopnia atakować, ale nie poznamy prawdy
wzajemnym jazgotem i grzebaniem po śmietnikach.
Wypracujmy takie racje, które są najbliższe
prawdzie. Nie z potrzeby kompromisu – tej zgniłej
ideologii – ale z potrzeby wydoskonalenia tego, za
czym obstajemy. Szczególnie w muzyce... tylko o to
proszę. Muzyka ma z założenia łagodzić obyczaje a
nie je rozjątrzać. Jeśli jednak kaleczy wszystko
wokół, to straciła prawo do tego, by ją jeszcze
zwać muzyką. Tak samo jak prawa powinny stać na
prawdzie i z prawdy się wywodzić. Bez dylematu –
„A czymże jest prawda?”. Trzymaniem się faktów.
A po co nam prawa, gdy obyczaje umierają? A tym
bardziej, gdy przez złą muzykę umiera ten obyczaj.
Andrzej
Marek Hendzel
|