I
jeszcze raz z Reja:
Co
we trzydzieści lat po macierzy nie dał piskać
Poseł
skąpy przyjechał do miasta jednego.
Piszczkowie,
by mu grali, przyszli wnet do niego.
Ten
rzekł: - „Nie do tegoć mi, abyście wiedzieli,
Bo
mi matka umarła.” Oni powiedzieli
Książęciu.
On go potym wnet nawiedzać posłał
Upominając
smutku, aby się nie troskał.
Ten
rzekł: - „Jużci mię dawno tesknica minęła,
Bo
już na trzydzieści lat, jako mi zginęła.”
Jeśli
kto nie rozumie, to chodzi o muzykę i muzykantów.
A w wersji zeswojszczonej byłoby jakoś tak:
Przyjechał do pewnego miasta
skąpy ambasador. Zaraz skrzyknęła się ekipa
miejscowych muzyków, aby przygrywać na uroczystości
powitalnej. A ten do nich: „Nie mam do tego
nastroju, bo mi zmarła matka.”. Odprawieni
pobiegli zaraz donieść o tym służbom specjalnym
kraju. Rząd wydelegował swego przedstawiciela, aby
okazać współczucie posłowi obcego państwa. A
ten im wypali: „A to było dawno i już po żałobie.
Bo zmarła mi przed trzydziestu laty.”.
I
jaki jest morał z owej historyjki? Może, że
muzycy to zawistne plemię i zaraz lecą na skargę,
gdy im kto pod nos groszem nie podsypie i nie chce
ich grania? Albo, że jak mawiał Konfucjusz, że
dobry poseł to ten, który, wysłany do dalekiego
kraju, nie przyniesie mu wstydu? Albo, że dobrze
jest obsadzać na zagraniczne placówki ludzi
lotnych, którzy jak kłamią to tak, żeby się na
tym nie dać złapać? Albo może, że muzycy
miejscowi mogą być szpiegami i zaraz doniosą władzy
wszystko, co się dzieje w ambasadzie? Nie wiadomo.
A może to wszystko prawda.
W każdym
razie, może trzeba się zastanowić, czy w polskich
ambasadach nie powinno się organizował uroczystości
przy pomocy sprowadzonych specjalnie po temu
polskich muzyków? Albo szukać Polaków tam za
granicą, bo ich wszędzie po świecie nosi duch
muzyki? Może trzeba pomyśleć, czy nie lepiej się
sprawy Polski załatwi, gdy w tle przygrywać ktoś
będzie choćby powszechnie znanego Poloneza a-moll
„Pożegnanie Ojczyzny” Michała Kleofasa Ogińskiego?
Ktoś,
kto czego innego się spodziewał po rejowym figliku,
będzie zawiedziony. Mało jest takich w Polsce, którzy
te utwory znają. Może jest wśród czytających
ten tekst ktoś, kto pomyślał, że brak piskania
po macierzy po trzydziestu latach to lekka przesada.
Można Ojczyzny nie opłakiwać dwa lata po jej
utracie, ale żeby być tak zawziętym, aby jej nie
płakać po trzydziestce upadku. Fakt, że nawet Ogiński
napisał swego sławnego poloneza po dwudziestu ośmiu
latach po ostatnim rozbiorze Polski. Nawet on nie był
tak zawzięty w nie uprawianiu żałoby. Zapiskał
jednak sobie.
Ale
nie o to tu idzie. A może nasze placówki powinny
mieć przede wszystkim przy tym piskaniu na uwadze
względy bezpieczeństwa, gdyż obcy muzyk, to
potencjalny szpieg władz lokalnych. A tak polscy
muzycy na miejscu, to najwyżej podwójni szpiegowie,
czyli łatwo ich zdemaskować. Ale przywiezieni z
kraju to przynajmniej poczucie bezpieczeństwa. I żałowanie
na to grosza to głupota krańcowa. Bo jeśli to i
nie pomoże w podpisywaniu umów międzypaństwowych,
albo kontraktów, to na pewno nie zaszkodzi donosem
do władz miejscowych. I taki poseł ze skąpstwa
nie wyjdzie przed obcymi ludźmi na wała. Oby
chociaż jak Polska cała, to by wtedy przynajmniej
owym wałem krajowi wstydu nie przyniósł.
Andrzej
Marek Hendzel
|