Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt

A+A-
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 01. 09. 2011 r.

 

 

 

Wczoraj byłem zanieść dwóm małym dziewczynkom jedną książkę. Bronisławy Ostrowskiej wreszcie wznowioną w pierwszym obiegu historię wojenną „Bohaterski Miś”. Ten dobry wojak Szwejk dla dzieci, który w istocie mógłby być protoplastą sławnej postaci Jaroslava Haška, bo powstał ciut jakby w mowie dziecięcej i o dwa lata przed powieścią owego Czecha, jest symbolem siły, jaką daje umiłowanie pokoju, wolności i ojczyzny. Nie ma w nim żadnego ciasnego nacjonalizmu a powłóczysta staropolską szatą opowieść o przygodach zwykłego, a w istocie niezwykłego, pluszowego niedźwiadka. Tę książkę powinno każde dziecko na Świecie znać fragmentami na pamięć. Nie ma w niej szowinizmu, nienawiści i strachu, paraliżującego każdego, kto widział wojnę, albo przynajmniej wie o niej z opowiadań. Miś bohater idzie do ręki każdego i każdemu, kto nawet jest ewidentnym wrogiem kraju z którego pochodzi – czyli Polski – przynosi odrobinę dobra, resztki szczęścia, jakie człowiek uwikłany w wojnę może unieść nad tym pogorzeliskiem.

 

Dzieci spytane, co jutro jest, krzyczały: „Jutro idziemy do szkoły!”. Z radością, śmiechem i bez jakichkolwiek kompleksów, jak to dzieci tylko umieją. Nie z lękiem pod powieką, która kojarzy się ze straszliwym dniem, w którym na Polskę zaczęły lecieć z nieba bomby i pociski ciemnego agresora, dla którego żaden wzgląd na cokolwiek nie był wystarczający, by powstrzymać swoje barbarzyństwo. Od dzikiej bestii, która chciała dzieciom sąsiada udzielić surowej lekcji. Dzieciom, kobietom, starcom i wszystkim pozostałym. Dla tych dzieci to pierwszy dzień szkoły. Szkoły, która wnosi je w nowe życie, uczy i wychowuje, która daje im nadzieję lepszego jutra tu w kraju rodzinnym i gdziekolwiek się znajdą, jeśli tak Bóg zdecyduje.

 

I mówi to wróg szkoły, szkolnego rygoru, szkolnej schematycznej myśli i szkolnego mundurka. W moich ustach, być może, te słowa nie zabrzmią fałszywie, jak muzyka z megafonów lejąca się na chwałę nadętych prostaków, którzy rabunek, gwałt i mord wzięli sobie na sztandary swej dzikiej tyranii. Moje słowa mogą zabrzmieć dla wielu wychowanych w sloganach partyjnych, w żargonie nowomowy i plwocinie propagandy jak dziwna muzyka, jakieś śpiewy szaleńców za kratami, jakieś dziwaczne chorały z celi zakonnej albo pieśń zamkniętego więźnia, który wyśpiewuje swoje grafomańskie teksty do jakiegoś połamanego rytmu. Ale moje słowa nie są pustymi dźwiękami. Nie są dźwiękami pustej gadaniny nadętych profesorów, którzy z potrzeby prestiżu sprzedają własny kraj, wszystko co święte i własną godność – za michę soczewicy, ale plotą o zasadach, o swoim kosmopolityzmie i swoich osiągnięciach w sztuce sprzedawczyków. Kraj, który ma dzieci kochające się uczyć, nie umrze łatwą śmiercią, bo takiego kraju pokonać się nie da. Nawet jeśli teraz w Polsce jest kiepsko, nędza i głupota króluje, to nadejdą takie czasy, że wreszcie człowiek nie będzie musiał się wstydzić za Rodaków. Czasy, gdy muzyka nie będzie zapchajdziurą dla durnych politykierów, którzy swą sprzedajną naturą kupczą własnym Narodem.

 

Andrzej Marek Hendzel

Do góry