Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt

A+A-
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 12. 02. 2012 r.

 

 

 

Miałem pojechać do tego Mielna. Zobaczyć te trupie główki, tę powszechną mentalną żółtaczkę...

 

Jednak broniłem w tym wszystkim mojego miasta. Miasta, gdzie filharmonię buduje się wciśniętą na parking za kinem. Gdzie chyba najgorsza uczelnia techniczna w Polsce aspiruje do roli nowej kuźnicy kadr do energetyki jądrowej. To tak jakby wierzyć, że tam, gdzie spadnie duży meteoryt, wszyscy staną się astrofizykami i geologami. A w istocie wielu z nich zginie, a wokół samego epicentrum uderzenia – zginą wszyscy.

 

Czy to jakaś polityka? W wypadku Mielna nie, bo polityka pochodzi od polis – miasto. Jak można uprawiać politykę w gminie, w której nie ma ani jednego miasta? W wypadku Koszalina także nie, bo ja się tu zajmuję muzyką a nie polityką, którą rozumiem jako życie miasta. A to miasto zdechło. Tu ulicami walają się zombiaki, ludzie bez ducha, bez wiary i bez życia. Obojętne na wszystko kukły.

 

Zatem tego miejsca żal i tego miejsca, gdzie ma upaść ta kosmiczna gwiazda. Wtedy co zrobią biedne władze prowincjonalnej mieściny, która zamieni się w jeszcze bardziej zatęchłą prowincję, bo wszyscy uciekną, którzy mają odrobinę rozumu w głowie, na wieść o takim cudownym zjawisku w zasięgu wzroku. Durni rajcowie miejscy będą dukać dalej swoje pożałowania godne wypociny, że są niemile zaskoczeni postawą owej upadłej gwiazdy. Ludzie spokojnie zaczną pakować walichy i wracać tam, skąd przyszli ich dziadowie, tatusiowie albo oni sami. Czy to polityka? Nie bo na koniec zostanie tu mała, nędzna wieś... ze zdegradowanego głupotą ich byłych mieszkańców małego prowincjonalnego mieścidła.

 

A mogłoby by być inaczej... gdyby ci ludzie dorośli, zaczęli posługiwać się mózgiem, a nie myśleli poprzez perspektywę swojego tyłka i kieszeni. Ale w pusty i dziurawy garnek wlewać cokolwiek, to marnotrawstwo. Zatem poświęcą to miejsce, gdzie przywali meteor i będą wrzeszczeć:

 

Gąski

Na Powązki.

 

Czy to dla kogoś splendor? Ale owszem, bo przynajmniej ta nekropolia przetrwała hekatomby nawet w XX wieku. Cokolwiek po wielkim mieście. Cokolwiek. A dla mieszkańców jakiegoś zdegradowanego zadupia to zaszczyt wielki, bo za ich walkę dostaną nagrodę... w przyszłym życiu.

 

Czy napiszę z tego powodu operę? Może symfonię? Raczej skończy się na krótkim marszu. Oby tylko nie żałobnym. A co do tego wyjazdu... Cóż, słońce nie zaszło jeszcze.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 
Do góry