Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt

A+A-
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 20. 05. 2012 r.

 

 

 

Jest maj i jest niedziela. Słońce wreszcie sobie o nas przypomniało. A w istocie chmurzyska w końcu sobie poszły na chwilę i ukazało się Słońca. Może lud spracowany i lud leniwy leżeć sobie i przypalać kiełbachę.

 

Ale czy to coś nowego. U Lukrecjusza czytamy:

 

Chociaż kitara nie wzbudza echa u stropów drążonych,

Sama natura nie będzie uskarżać się ani trochę,

Jeśli wyciągniesz się między swoimi na miękkiej trawie,

Opodal strumyka, w cieniu gałęzi starego drzewa,

I ciało pokrzepisz smacznym, choć niekosztownym, posiłkiem...

 

Zatem zapały sybarytów to nie nowość żadna. A teraz wiadomo, że smrody nowoczesnego ludycznego obchodzenia się z wygodą, które ludziska rozstawiają po ogrodach, by dymić i życie innym umilać, to nawiązanie do takiego starożytnego popasu. Wierny uczeń swego mistrza Epikura Titus Lucretius Carus w „O naturze rzeczy” wypisywał czasem brednie rodem z bachanaliów. Jakby kitara miała służyć do powieszenia jej na gwoździu albo na gałęzi i tym widokiem wisielca straszyć ciasnego snoba i ciemny lud. Dorobkiewicz, który wylazł ze swej jaskini czy nory teraz wielki pan i bydło pasące się filozoficznie.

 

Ale z autorem „De rerum Natura” nie było aż tak źle. Z nim nie obeszły się epoki i wieki jak z jego nauczycielem, którego wszakże osobiście nie znał. Jego rzecz przetrwała ledwo tylko w części ocenzurowana przez poprawnych politycznie i religijnie głupców. A lud dalej leży na trawie, jak leżał wieki temu. I co mu poradzisz?

 

Zadarty nos pyszałków, którzy wywodząc się z ludu, sami kitarę zadeptać pragną. Struny z niej powyrywali. Drewno rozsycha się i moknie na słońcu i deszczu. Za chwilę już nikt nie będzie wiedział, jak wyglądał ten instrument i jak był zbudowany. Jednakże u Lukrecjusza przetrwał bodaj jego cień. I nie psioczy już teraz nikt na jego obecność i jego brak. Nikogo on teraz nie obchodzi. I nikt nie sarka na to, że jego gra to był szczyt zbytku i rozpusty. Dziś rozpusta jest jak wtedy chciał. Grila robi w ogrodzie i smrodzi swoim bogom miłą wonią ludycznego kadzidła.

 

Czy o to chodziło Lukrecjuszowi? Śmiem w to wątpić. Jemu nie przeszkadzała kitara, ale jej użytek przez bogate tałatajstwo, które brało ją na uczty wystawne i tym się szczyciło, że u nich im przygrywa (płatna) muzyka. Mówił tylko prosto: czasem powieś instrument a idź i odpocznij na łonie natury. Gdzie ta natura ma łono? Oto pytanie.


Cytowany fragment w przekładzie Grzegorza Żurka.

 

Andrzej Marek Hendzel

 
Do góry