Spotkał mnie wielki
zaszczyt... byłem 12 maja – czyli dwa dni temu –
na uroczystości odsłonięcia kamienia upamiętniającego
legendarne Referendum 12 lutego 2012 roku w Gminie
Mielno przeciwko lokowaniu jakichkolwiek obiektów
energetyki jądrowej na terenie tej małej gminy. Małej
terytorialnie, ale za to wielkiej Duchem.
Dla mnie to prawdziwie podniosła
chwila, choć nikt tam nie zamierzał dąć w kij, wygłaszać
patetycznych mów. Atmosfera tego spotkania przypominała
niezwykłą atmosferę ludowego festynu, gdzie wszyscy
pamiętają o wielkim zrywie ludzkim, ale świętują
prosto, radośnie i z życiem. Po części oficjalnej,
która przebiegła szybko i sprawnie, przyszedł czas
na ognisko, poczęstunek, muzykę i tańce. Wielu się
pyta, jak to jest, że my tu jesteśmy tacy skuteczni.
Ci wszyscy, którzy pogardzili zaproszeniem na to święto,
niech żałują. Zobaczyliby, jak ludzie przekazują
sobie zadania z rąk do rąk, każdy doskonale wie, co
ma robić, nie ma szemrania, ludzie porozumiewają się
bez słów. Są jak jeden żywy organizm, jak hoplici
idący pod wodzą Miltiadesa na najeźdźców perskich
pod Maratonem. Popróbujcie tym ludziom podskoczyć.
I nawet muzyka, którą tam
grali, która w innych okolicznościach przeszkadzałaby mi bardzo, to w żaden sposób nie kłóciła się
z tym niezwykłym obrazem. Co z tego, że dziś nikt
nie gra naszych rodzimych tańców, brak których
przeszywa mi żalem serce, ale życie w ludziach jest
ciągle tą siłą, której zachłanność
prymitywnych władców tego świata nie zmoże nigdy.
Co z tego, że jakiś tam ubrdał sobie, że tu będzie
stawiał elektrownie jądrowe, kiedy w Polsce jest
taki Naród? Co z tego, że Rząd coś tam sobie wymyślił,
bo mu ktoś za to posmarował, coś mu obiecał, kiedy
jego pracodawca – Naród Polski – śmieje się z
tego w kułak. Śmieje się i ma ten kułak, ten
poniewierany, gnębiony i niszczony niegdyś przez tak
zwaną ludową władzę. Gospodarzem w Polsce jest Naród.
A każdy gospodarz sam wie, co mu jest potrzebne. Urzędnicy,
władcy tego świata przychodzą i odchodzą jak pociągi
na stacji. Są i zaraz ich nie ma. A Naród – ich
pracodawca trwa.
Lokalny trubadur grał i śpiewał.
Ludzie radośnie odtańczyli swoje. Wszystko równie
sprawnie jak powstało, zostało sprzątnięte. Żadnego
bałaganu, walających się śmieci. Dogasające
ognisko tliło się jeszcze chwilę. Wszystko jak z
obrazka. I to wielkiego mistrza. Czego chcieć więcej?
Odpowiadam: Mądrej władzy,
która nie zdradza ludzi, nie zdradza Narodu. Władzy,
która idzie z ludźmi i przynajmniej nie przeszkadza
swemu panu – ludowi – w walce o godne i piękne życie.
Ludzie byli przez chwilę szczęśliwi, że są razem,
cieszyli się ze wspólnie dokonanego wielkiego dzieła.
Że nawet spódnica wójta zakręciła się w obrotach
w wirze tańca z ludźmi.
Bo ludzie mają prawo być
szczęśliwi. Tylko zdeprawowana władza im to szczęście
odbiera. Ludzie mają prawo dbać o swoje dobro nie
zapominając o tym, że często dobro sąsiada – jak
mawiano dawniej Brata Polaka – to także dobro a z
tego rodzi się dobro wspólne – bez przymusu,
nakazu i bata nad głową.
Szkoda tylko, że nie było
jak w „Halce” Moniuszki:
- Gdyby i tu popląsali!
- Mój Dziembuniu, Oczywiście!
Dobrej rady Waść udziela!
- Z mazowiecka! Rżnij kapela.
Tylko bym tu jedno zmienił
– A z pomorska – rżnij kapela. I to ze Środkowego
Pomorza, w Środkowej Europie. I byłby pełen obraz
Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej, kraju
zasobnego mądrych i szlachetnych ludzi. Takiego kraju
pragnę. Kto mi może tego zabronić?
Jest Naród – pójdę się zapytać Narodu – co
myśli. Ciekawe kogo Naród posłucha? Dla mnie to
wielki zaszczyt i honor, bo cała ta uroczystość,
ten śmiech i te tańce, to jakby skutek drobnej
rzeczy. Spotkał mnie tam jak dotąd największy
zaszczyt w moim życiu – ludzie mnie posłuchali,
gdy przeszedłem się zapytać, czy chcą tu tego świństwa,
jakim jest energetyka jądrowa, czy nie. I ludzie
odpowiedzieli niemal 95% - nie. Jeśli mi kto powie
zatem, że w Polsce nie jest możliwe prawdziwe
obywatelskie społeczeństwo – to niech mi zatem
pokaże miejsce, gdzie jest możliwe, jeśli nie tu.
Andrzej Marek Hendzel
|