Obrażone zamknięte społeczności,
kłamstwa prasowe, ambicje urzędników to wszystko
jest skutek nieuctwa. A to zabija w nas muzykę. Ktoś
powie: A co ma ambicja urzędnika do śmierci muzyki?
A o czym marzy, a raczej czego chce urzędnik? Co jego
pragnienia mają wspólnego z miłością do muzyki i
z jej rozwojem? Konfucjusz – filozof urzędnictwa
wszechczasów, dawał wzory po temu, by muzyka się
rozwijała. Ale który współczesny urzędnik słucha
nauk Konfucjusza, a tym bardziej wierzy w rolę muzyki
w rozwoju społeczeństw...
To pytanie zostawię bez
odpowiedzi.
Dziś jakoś pewien znany
naukowiec wysłał mi zachętę do filozofii wraz z
organizacją, której polskie znaczenie jej nazwy
oznacza ni mniej ni więcej tyle co „piosenka”. I
poszedłem tam na stronę tych „walczących” i
okazało się, że to walczący inaczej. O, w taką
piosenkę to nie wdepnę. Takiej piosenki to nie będę
śpiewał. Przy takiej muzyce nie będę pomagał. Ciągle
wierzę, że pływa gdzieś śpiewająca głowa
Orfeusza, który dla swej ukochanej – dziś trzeba
koniecznie dodać płci żeńskiej – zszedł aż do
piekła. Persefona pogroziła mu palcem i nie posłuchał.
Za to cierpi katusze pływając bez ciała, od którego
chciał uwolnić swą duszę, zmuszony do śpiewu.
Pokraczne myślenie prawników
dałoby jednak takie wyjaśnienie... Owszem Eurydyka
była kobietą, a raczej pewnym jest, że była płci
żeńskiej. Ale co do Orfeusza to już, być może,
nie do końca pewność. I tak siejąc niezgodę i
podejrzenia prawnicy wykazaliby, że nie są sługami
Temidy, ale bogini Eris: podżegającej do kłótni.
To umieją. Tego ich ich profesorowie umieli nauczyć.
Podkreślmy to jednak – marni prawnicy, nie osłuchani
z muzyką.
Ale gdzie w tym wrzasku, tym jazgocie i tej waśni
– muzyka?
Andrzej Marek Hendzel
|