Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt

A+A-
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 20. 06. 2013 r.

 

 

 

I znowu Dzierżykraj Morawski:

 

Rozbicie okrętu

 

Miotany gniewem nawały,

Rozbił się okręt o skały

I w morskim tonął odmęcie.

Jedna tylko łódeczka była:

Cząstka się na nią schroniła.

Reszta została w okręcie.

I już drobna pędzi nawa,

Gdy wtem nagle z krzykiem stawa:

- Zabierzmy księdza do łodzi! -

Lecz ten wpośród groźnych toni,

W świętej szacie, z krzyżem w dłoni,

Na brzeg okrętu wychodzi.

- Płyńcie – rzecze – bracia mili!

Dzielnieście bliźnich bronili:

Wdzięcznie was przyjmie kraina.

Nie dla mnie łódki ochrona:

Wasza powinność skończona,

Moja się teraz zaczyna. –

Rzekłszy to, w okręt zstępuje,

ginących na śmierć gotuje,

Godzi, wzmacnia, cieszy w zgonie.

Wtem przyklęka, zniża głowę,

Wznosi hymny pogrzebowe

I z wszystkimi razem tonie.

 

A cóż to jest? – zawoła krytykant zgoła. Jakim cudem tu o księdzu? I to oddanym, dzielnym i wiernym. Ano, przyzwyczaili nas współcześni kapłani do zdrady, kłamstwa i sprzedajności. A tu proszę bardzo – wiara i gotowość oddania życia za drugich, tylko po to, by im przedśmiertną zanieść pociechę.


A o czym jest ten wiersz, bo już mało co bajka? Nie ma postaci zwierzęcych, ożywionych rzeczy, czyli typowego bajkowego sztafażu. Chyba że ktoś uzna, że tonący, rozbitkowie i ksiądz, to zwierzęta albo przedmioty. A może to przebłysk symbolizmu, zanim go zrodziła francuska ziemia. Nie zapominajmy, że Franciszek Dzierżykraj Morawski był przede wszystkim wojskowym, generałem i to na najwyższych szczeblach dowodzenia w Powstaniu Listopadowym. A ten tonący okręt to po prostu Polska, zostawiana przez uciekających niedobitków Armii Polskiej. Ktoś zostającym musiał śpiewać hymny pogrzebowe. Ta scena – nieco bajkowa i fantastyczna, z marynistyczną dramaturgią, to jakby odmalowany obraz z dni ostatnich Powstania Listopadowego. Ale i z każdej innej tragedii dziejowej kraju, który tonie w odmętach zbrodni popełnianej na nim przez usłużnych sąsiadów.

 

Dziś by się przydał taki ksiądz w Polsce, który nie tyle przyglądałby się tej ponownej tragedii kraju, co pocieszałby strapionych, by do tej tragedii nie doprowadzić. Wszakże w Polsce obecnie tak się dobrze dzieje: urzędnik obrasta w tłuszczyk, biznesmen dorabia się przecież nie na krzywdzie, wyzysku i ciemnocie innych, ogólnie kwitnie wysoki poziom kultury – szczególnie umysłowej – i cywilizacji. „Żyć nie umierać.” Zatem po co ksiądz? – powie wesołek. A wesołkowi z takimi zwrotami jak: „ginących na śmierć gotuje” – łatwo przychodzą przyśpiewki, że oczywiście na wolnym ogniu i z przyprawami kolonialnymi albo dalej: „Godzi, wzmacnia, cieszy w zgonie” oczywiście godzi nożem, wzmacnia trunkiem i cieszy w zgonie dobrymi polskimi dowcipasami. Wesołki to jedno umieją, chichrać bezmyślnie w każdej okoliczności. A potem zdziwienie wielkie, że sam taki na dno idzie, bo za głupi był, gdy mu się mówiło, że trzeba działać, a nie czekać, aż przyjdą.

 

A ponadto, kto dziś z księży mówi do ludzi: Bracia. Kto z ludzi mówi, jak to dawniej w Polszcze bywało: Bracia Polacy. Kto tak mówi? Bracia Polacy.

 

 

Andrzej Marek Hendzel  

Do góry