Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt

A+A-
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 11. 07. 2013 r.

 

 

 

Napiszę coś, co na pewno nie znajdzie zrozumienia. O, jakże chciałbym być w Persji... w XIV wieku w Fajrumadzie, by pogadać z moim ulubionym perskim poetą... Razem posłuchalibyśmy zawodzenia ludzkiej chciwości, która jak rój much krąży wokół nad łajnem albo nad padliną. I w tym tle w nas samych usłyszelibyśmy muzykę.

 

Niegdyś wielki kraj, dziś cóż. Nie ma genialnych poetów epoki klasycznej w Persji. My wtedy w Europie ledwo złaziliśmy z drzewa po wiekach ciemnoty totalnej. Ledwo coś wyrodziło się w Italii... a tam kończył się złoty wiek poetów.

 

Ale chcę tu napisać o czym innym. Jako że to o muzyce, to o muzyce. W zbiorze wierszy perskich autorów, który nazywa się „Drugi Dywan Perski”, bo jakże miałby się nazywać perski zbiór utworów, mamy taki oto fragment we wstępie Władysława Dulęby, który przyswoił polszczyźnie te wiersze:

 

„Przepisywał cudze utwory prawdopodobnie dla zarobku, ale zapewne, jak Bach, przepisując nuty Vivaldiego, Haendla, uczył się od nich wiele.”

 

Nie wiem, ile się nauczył Bach od swoich kolegów kompozytorów i nie wiem, czy poeta Mohammad zwany Szams al-Hafiz Asz Szirazi nauczył się czegoś od innych autorów, gdy przepisywał ich utwory. Może po prostu ich kochał i ich twórczość była dla niego Darem Niebios. Dowodu na to, że robił to dla kasy są też dość słabe. W ogóle nie ma dowodu, że przepisywanie czegokolwiek uczy. Może wpaja manierę, tworzy trendy i mody właściwe dla danej epoki, po których to charakterystycznych zagraniach rozpoznajemy muzykę z danego czasu. To – zapewne tak, ale czy uczy muzyki? Może techniki muzycznej, pewnej biegłości w ozdobnikach i schematyzmu. Tego uczy, bo to jest skutek swoistego małpiego naśladownictwa. A może papuziego.

 

Przepisywanie cudzych utworów jest przede wszystkim męczące. Wymaga cierpliwości, spokoju i musi być wynikiem przynajmniej szacunku do autora... inaczej dla twórczej jednostki to tortura. Miłość i uwielbienie – swego rodzaju cielęce zapatrzenie w jakiegoś mistrza, to w konsekwencji ślepe naśladownictwo i wtórność. A kto by tego chciał dla poezji i muzyki, które idą nierozłączne przez stulecia?

 

 

Andrzej Marek Hendzel  

Do góry