Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt

A+A-
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 20. 07. 2013 r.

 

 

 

Czym byłby Świat bez muzyki? Wyobraźmy sobie Świat bez muzyków. To jest stosunkowo łatwe – nie ma specjalistów od pitolenia. Nie ma grajków, muzykantów, chałturników, jazzmanów, bluesmanów i całej zgrai wszelkiej maści innych minstreli. Nie ma muzyków orkiestrowych i wirtuozów. Nie ma ich. Ale czy za tym idzie brak muzyki?

 

Muzyka jest nieuchwytna – ktoś powie wiatr gra w koronach drzew – i do pewnego stopnia ma rację. Ponadto muzyka ma zapis o innej wartości niż żywe granie. I tam też jest muzyka. A najbardziej ma swoją czystą formę w samym zapisie symbolicznym, który jest zależny od czegoś więcej niż kapryśna ludzka wola. Cała metafizyka muzyki – jeśli taka jest – zawiera się w tym bezosobowym zapisie. Gdzieś tam – nie tu w rżnięciu pośród instrumentów.

 

Każdy ma swoje miejsce w tym szeregu muzycznym. Jeden wymyśla muzykę i ją zapisuje, inny ją gra a jeszcze inny słucha. Owszem pomiędzy tym pojawiają się słupki tego slalomu jak na przykład wszelkiego typu krytycy. Nic nie jest wolne od skazy, czegokolwiek nie tknie się człowiek, zatem krytycy jak pospolity banał są wszędzie.

 

Pewnie zdziwi się tu ktoś, że skoro sam skleciłem kilka recenzji, to zaraz – być może – sam siebie ładuję do grona krytykantów. Przyjrzyjcie się moim pismom i nagle się okaże, że te krytyki są jakby bezkrytyczne... cokolwiek to znaczy przez dwoistość znaczenia. Zazwyczaj bezkrytyczny jest krytyk w sensie potocznym, czyli ktoś, kto sam wszystko partaczy, ale krytykuje innych, bo mu podpowiada to jego dość przyziemna natura. Sam nie umie, ale lży drugiego, bo zawiść, małość i złość podpowiadają mu takie zachowania. Albo po prostu nic więcej nie umie, tylko krytykować.

 

Czy takie są moje pisma?

 

Ale weźmy to od innej strony? Zastanówmy się nad pewnym zdaniem, nomem omen, z Immanuela Kanta: „gdzie każdy jest majstrem od wszystkiego, tam rzemiosła znajdują się jeszcze w stanie największego barbarzyństwa”. Oczywiście za „Uzasadnieniem metafizyki moralności” w przekładzie Mścisława Wartenberga. Ilu w Polsce znamy takich majstrów od wszystkiego, a ilu jest ich na Świecie? Ile jest tej wszechwiedzącej ciemnoty? Odezwij się przy takim, że coś umiesz w jakiejś konkretnej sprawie a już atak, że ci się ego wylewa... tylko z czego. A ze zdziczenia obyczaju robi się taki kipisz pustej gadaniny, że w końcu człowiek sam nie wie, czy coś wie czy nie.

 

Przeciwnym biegunem jest oddać wszystko w łapy ciasnych specjalistów. I tu się zaczyna wojna ze zwyrodnieniem człowieka, który odczłowieczył się na skutek bardzo wąskiej dziedziny, którą się zajmuje. Jego ramy to jego ramy.

 

Czy zatem specjalista od muzyki, ten który notuje ją bez wykonawców, by zaistniała bez grajków, to nie jest taki ciasny spec? A pomyśl, jeśli dotrwałeś do tego zdania i nie padłeś na nos, czemu tak mało jest takich, którzy to potrafią a tak dużo jest wszelkich zawistników, którzy umieją jedynie uprawiać krytyki? Gdzie jest ten dawny pomysł na złoty środek? I czym jest ten zloty środek?

 

Tu muzyka odpowiada za ciebie, bo muzyka wymaga człowieka, przynajmniej jak dotąd, póki nie mamy innej istoty rozumnej, o której wiedzielibyśmy z całą pewnością, że umie tworzyć muzykę. Muzyka zatem nie odczłowiecza się na skutek specjalizacji, bo specjalizacja jest w jej tworzeniu wadą. Wyobraźmy sobie kompozytora fletowego albo wyłącznie organowego. Monotematyczność takiej muzyki zabiłaby go samego. I czy to tworzy partacza? Albo może wyobraźmy sobie maszynę piszącą muzykę. Maszyn mamy dużo, ale genialnego kompozytora maszyny... ani jednego. Natomiast muzyka już od biedy może zaistnieć, bez grajków.

 

A już myślałem, że zgodzę się z Kantem bez zastrzeżeń... Tak Kant ma rację co do rzemiosła, ale co do sztuki, błądzi jak każdy Niemiec. Dokładny, pedantyczny i taki metodyczny, gdy przychodzi do uczciwości wobec Muz albo bodaj do drugiego człowieka, który ma wysłuchać jego wypocin, okazuje się, że żyje z podatków ze zrujnowanej Polski. Przemyślcie to nie koniecznie przed snem, zanim ktoś zepsuje muzykę do cna.

 

 

Andrzej Marek Hendzel  

Do góry