Ciekawe, czy ktoś zgadnie, kto to napisał: „Ponure, bez charakteru miasto Koszalin. Bezduszne, to znaczy bez ducha.”.
Nie będę tu robił zagadek i od razu powiem, że 24 lutego 1974 roku napisał to Edward Stachura w swych dziennikach, które ukazały się niedawno
bo w 2011 roku jako „Dzienniki zeszyty podróżne 2” w wyborze i przygotowaniu Dariusza Pochockiego w wydaniu Wydawnictwa Iskry.
A cóż robił w Koszalinie Edward Stachura? Przyjechał z Kołobrzegu, gdzie między innymi pracował nad tłumaczeniem
z Brassensa i innych. W Koszalinie około 9:30 najpóźniej o 10:00. Podaje nawet kwotę za bilet. I zaraz po przyjeździe taki opis. Dodał
tylko, że tu się coś dzieje tylko na skrzyżowaniu paru ulic. Co tam było? Czy może panie podlatarniowe stały i kręciły się pilnując,
by im chodnik nie uciekł. Albo może lokalni notable pili za publiczne pieniądze, oczywiście tylko kawę i herbatę... i to bez wkładki.
Albo może jakiś gorliwy funkcjonariusz pałował na krawężniku jakiegoś pijanego w sztok, który potem po latach krzyczy, że był opozycjonistą
i więźniem systemu.
Nie odbierajmy poszkodowanym przez nieboszczkę ich prawa do wrzasku. Fakty świadczą jednak, że w Koszalinie było tak
w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych zeszłego wieku, jak jest i dzisiaj. Poszedł potem do czytelni prasy i był w teatrze na sztuce
„Klik-klak” Abramowa. Na jakiejś uroczystości jubileuszowej aktora lokalnego, którą skwitował: „Nie wiem, czy bardziej wzruszająca, czy
żałosna uroczystość.”. Posłuchał muzyki anglosaskiej kapeli i przespał się. I rano następnego dnia pojechał do Tucholi.
Co się zmieniło dzisiaj? Pisma lokalne, które piszą lokalne hagiografie, choć ci święci lokalni to pożal się... nie
przywołujmy Imienia Pańskiego nadaremnie. Zatem, pisma lokalne utrzymują, że Koszalin to obecnie cud ożywienia. Czynią tak za władzami
lokalnymi, które twierdzą, że to miasto to „pełnia życia”. Kolorowa i wręcz tęczowa przystań, gdzie władze robią najlepsze interesy.
Pobudowały filharmonię tuż nad rzeczką Dzierżęcinką (lokalnie określaną mianem Śmierdzięcinki), uczyniły aquapark i postawiły klocka na
placu przed ratuszem i to okolonego na czerwono strzelającą w górę fontanną. Jak w Teheranie, gdzie też płynie czerwona woda w fontannie
rewolucji islamskiej. Co wiąże te cudowne przybytki? Nie róbmy i tu tajemnicy. Wszędzie tam leją wodę.
Odbył się, czy odbywa się, kolejny kongres chałtury koszalińskiej. Oczywiście nie po to, by za publiczne pieniądze
lokalne notable mogły nażłopać się wyłącznie kawy i herbaty i to bez wkładki, czy też pokazać swoje głupie mordy w lokalnych urządzeniach
kanalizacyjnych do przekazywanie głupich mord. Przecież to z troski o kulturę, którą tak dobitnie skreślił w swym nieprzemijającym obrazku
Edward Stachura. Jak tu wydać kasę na reklamiarstwo, bałamutne instytucje chałturnicze, które z wielkimi pretensjami do kultury wyższej
wszystko sprowadzają do roli łatwego interesu. Uczą się od władz lokalnych, jak zarobić na własnym klocku, postawionym na placu głównym,
by było gdzie przechowywać walające się po urzędach kartony.
Odłożyłem sobie tę książkę w antykwariacie. Wiadomo, w Koszalinie zbankrutuje wszystko nawet antykwariat. Szczególnie
taki, który stałym bywalcom odkłada książki. A tym bardziej, gdy nie mają w danej chwili na te rzeczy drukowane. I wracają tacy i kupują
i siadają i otwierają i to w obecności świadków, na chybił trafił tę książkę i co czytają: „Ponure, bez charakteru, miasto Koszalin.
Bezduszne, to znaczy bez ducha.”.
Ktoś zażartował, że pod tym hasłem powinni tu zrobić festiwal piosenek Edwarda Stachury. Jest chociaż ślad i to
autorski, że tu był. Ale to beze mnie. Nie zepchnę w tę kałużę tych biednych zapisków z zeszytów nieżyjącego od dawna poety i pieśniarza,
by napaść brzuchy załganych ponuraków, którzy dopuścili do tego, że to miasto umiera. Ktoś, kto uzna, że krytykuję swoje rodzinne gniazdo,
mógłby choćby jednak zadać sobie pytanie: Co tutaj robię?
Andrzej Marek Hendzel
|