Jutro
święto czegoś, co w naszej kulturze nazywa się
praca. Ale jakie ma owa pani przejawy? Praca związana
z koniecznością zaspokojenia potrzeb życiowych
jest pewnego rodzaju środkiem do celu. Czy zasługuje
zatem na taką gloryfikację? Zaspokojenie oczekiwań
wynikłych z codzienności życiowej jest dość
istotne, ale gdzie tu miejsce na cokolwiek więcej
niż bieżące sprawy? Co zatem dodaje pracy siły,
czyniącej z nas istotę społeczną, a jednocześnie
nie mordując człowieczeństwa emanującego poprzez
indywidualność człowieka?
Karol
Szymanowski w swojej malutkiej pracy „Wychowawcza
rola kultury muzycznej w społeczeństwie” wydanej
w 1931 roku, tak to widział:
Charakterystyczne jest
jednak, iż dzieła muzyczne, w przeważnej większości,
dla realizacji swej wymagają udziału zespołów
(orkiestry, chóru) i tu — w dobitny sposób —
objawia się nam owo pierwotne, przedwieczne
pochodzenie muzyki, jednoczącej całe grupy ludzkie
dla spełnienia akcji — w świetle pierwocin dziejów
człowieka na ziemi — niemal niepojętej, znajdującej
się bowiem poza obrębem wszelkiego doraźnego
utylitaryzmu.
Bezinteresowność
jest kardynalnym warunkiem, jedyną psychologiczną
podstawą, na której mogło wzróść to zadziwiające
zjawisko, jakiem jest w duchowem życiu człowieka
wszelki objaw sztuki. W bezinteresowności tej tai
się właśnie ów etos wszelkiej czynności
artystycznej,
o którym poprzednio mówiłem: oddanie się idei
stojącej poza bezpośrednią użytecznością. Otóż
owa bezinteresowność w zaraniu historji człowieka
objawiła się jedynie w muzyce.
Przyznał więc muzyce siłę sprawczą jednoczenia się ludzi w wysiłku
dla niej samej. I to, co jest najgenialniejsze w tym
stwierdzeniu – całkowitą jej bezinteresowność.
Muzyka jako jedyna ze sztuk potrafi powstać,
zabrzmieć i zaciekawić ludzi zupełnie bez jakiegoś
interesownego powodu. I potrafi jednoczyć ludzi w
wysiłku, którego dla innych kwestii nie uczyliby w
ogóle. Wyrywa się zatęchłemu utylitaryzmowi,
wyrachowaniu i pazerności ludzkiej. Jest siłą
sprawczą społeczności. A co więcej nie musi
zatracać wyróżniających się cech człowieka,
gdyż takich cech oczekuje od twórcy, wykonawcy i
także od odbiorcy muzyki.
I dalej mówi o prostych kwestiach najniżej w społeczeństwie. Gdzieś
tam w Czaplinku,
Świeciu, czy Golubiu-Dobrzyniu albo Bochni.
Pośród prostych ludzi, niekoniecznie napuszonych
swoją rzekomą wyższością intelektualną, a połączonych
jedynie swoją bezinteresowną miłością do muzyki
mogą się dziać rzeczy przepiękne. Wystarczy
poszukać tego pełnego dynamiki życiowej łącznika
w muzyce. Co tak przedstawia:
Łącznikiem
tym — poza artystą-wirtuozem, którym w poszczególnych
wypadkach może być i sam twórca danego dzieła
— są przeważnie wykonawcze zespoły, t. j.
mniej lub więcej liczne zgrupowania muzyków,
organizujących orkiestry, chóry, kwartety etc.
(Zauważmy tu w nawiasie, iż w praktycznych
formach, jakie dziś przybrała nasza kultura
muzyczna, zespoły chóralne w przeważnej ilości
nie są bynajmniej zrzeszeniami fachowych śpiewaków,
zdobywających w ten sposób byt swój materjalny;
powstają one najczęściej dzięki indywidualnym
zamiłowaniem do muzyki poszczególnych członków
zespołu, co jasno wykazuje całą bezinteresowność
owych zamiłowań.
Zwracamy tu uwagę na ten tak znamienny szczegół).
Nie
cytujemy tu bolszewickiego propagandysty, ciemnego
chama oderwanego granatem od pługa, który zamienił
się we władcę mocą ubranej koszuli, krawata lub
garnituru. Cytujemy tu rozprawkę autora przepięknej
muzyki, który w chwilach wolnych od komponowania
napisał ją po to, aby ktoś mógł spokojnie się
zastanowić nad siłą muzyki. I dodaje:
Sięgnijmy tu do
przytoczonych poprzednio przykładów, a więc do
jakiegoś zespołu chóralnego złożonego z
robotników lub rzemieślników, i zastanówmy się
nad procesem psychologicznym, zachodzącym w świadomości
przeciętnego ich uczestnika.
Jak
widać siła muzyki jest czymś niesłychanym w łączeniu
ludzi w całość. Tworzy z nich jeden organizm bez
przymusu, ale dla niej samej. Gdyby ten mechanizm
odwrócić i zastosować przymus jako konieczność
zespolenia się ludzi, to po jakimś czasie muzyka
umrze jako pierwsza. Muzyka łączy ludzi lepiej niż
cokolwiek innego, dlatego tyrani wszelkich epok z
taką zazdrością patrzyli na zespoły ludzkie
zjednoczone jej współbrzmiącą ideą. Ich wysiłki
niejednokrotnie szły w kierunku zaprzężenia
muzyki dla swoich celów, gdy ta zawsze rwała się
na wolność, jaką daje praca bez jakiegokolwiek
podtekstu materialnego, niwecząc zapędy despotów.
Oddawała pracy jej prawdziwe miejsce w cywilizacji
i kulturze ludzkiej. Tak o tym dalej napisał
Szymanowski:
Powrócimy tu bowiem jeszcze do dalszej historji owego
przeciętnego uczestnika robotniczego chóru.
Otóż przestąpiwszy próg swej organizacji,
znajduje się on znów w atmosferze pracy i — co
najbardziej zdumiewające — pracy nie przynoszącej
bezpośredniego zysku, co właśnie decyduje o
zasadniczej psychologicznej zmianie stanowiska jego,
co do wartości pracy wogóle.
Niejeden z dzisiejszych głupców, psujących ducha społecznego
w Polsce i na Świecie, powinien mieć wytatuowaną
tę pracę Karola Szymanowskiego na czole. Wielu
ludzi tworzy aurę wokół muzyki jakby była
jedynie jarmarkiem i potrzeba jej istnienia w ich
wykonaniu jest potrzebą wyłącznie merkantylną.
Zapomnieli o bezinteresowności muzyki, która daje
jej największą siłę. Zaraz rozwrzeszczą się o
swoim profesjonalizmie, gdy tak naprawdę są
ohydnymi chałturnikami, którzy zepsuli muzykę,
spychając ją do najordynarniejszego rynsztoka.
Muzyk musi dostać jakąś zapłatę, ale zapłata nie jest
istotą muzykowania. Instrumenty muzyczne są bardzo
drogie, ich utrzymanie kosztuje i nauka muzyki także.
Ale siłą muzyki jest praca okazująca serce do
rzeczy wzniosłych, pięknych i twórczych, a nie
gonitwa za groszem jako cel sam w sobie. Gdy
muzykowanie pozbawi się tej jej miłości do pracy
dla samej radości robienia czegoś niezwykłego, to
zatraci się jej pierwiastek społeczny i ludzki.
Zostaje puste wycie, ohydne zawodzenie rannego
zwierzęcia, tak głośny mające ton w całym XX
wieku, który zawiódł człowieka w najbardziej
odpychające położenie w historii. Wszelkiej maści
tyrani zaprzęgli bowiem także muzykę do swoich
nikczemnych przedsięwzięć, które miały na celu
zatracenie człowieczeństwa w bezosobowej masie, co
spowodowało, że muzyka wynaturzyła się zupełnie.
Dlatego praca, jaka nas czeka jest wielka, ale nie tylko
ogrom jej jest tak istotny, ale wielkość, jaką może
zyskać człowiek, gdy wykona to dzieło.
Odbudowanie człowieka w człowieku. Czy to mało?
Ależ to największa sprawa w dziejach ludzkości.
Przywrócić człowiekowi człowieczeństwo. Tego
dokonać może tylko muzyka z jej siłą wyrazu i
bezinteresownością, jakiej nie ma nic poza nią.
Andrzej
Marek Hendzel
|