Przebrnąłem przez
„Dzienniki Podróży” Karola Kurpińskiego.
Czytany zwolna, z doskoku, jak przerywnik w pracy i
innych czynnościach, bardziej może pociągających.
Przeprowadza czytelnika przez kraje znane i to
powszednie, ale w epoce dawno już minionej i
zapomnianej, gdzie statek „waporowy” był cudem
niezwykłym. Wędrując od opery do opery, od teatru
do teatru i od pałacu do pałacu – które to
ostatnie pozamieniano już wtedy w muzea. Jest rok
1823.
Po
zrobieniu wolty, wspomina ostatkiem zdań i chwali
postawę muzyczną Mozarta:
Tego rodzaju kompozycje
Mozarta obok dzisiejszych utworów niemieckich mogą
się zrównać do czystej i wspaniałej architektury
dawnych Rzymian obok zagwazdanej gotczyzny zjawionej
w ostatnich wiekach cesarzów rzymskich.
Mówiąc
o „Łaskawości Tytusa” ostatniej operze
Mozarta. Jak widać niezbyt pochlebnie wyraża się
o Niemcach jako kompozytorach. A to jest delikatny
cytat. Czy zatem nie lubił Niemców? A po co –
oni sami się wystarczająco nie lubią, żeby ich
jeszcze w tym wyręczać.
A
kompozycje Włochów kwituje dalej:
Rossini zdaje się trzymać
tej drogi i dlatego się powszechnie podoba mimo
przeciw niemu krzyku wszystkich akordowych mędrków.
Czy
wyraża się tu źle o Włochach, awersję jakąś
odczuwając przy tym do kontrapunktystów? A po co
– oni sami mają do siebie tyle awersji, że jeden
więcej – i to Polak – nic nie doda i nie ujmie.
Co
zrobili Niemcy i Włosi z muzyką po dwóch już
niemal wiekach... Co by na to powiedział biedny
Kurpiński? Jego utwory stanowią morze pustki.
Czemu? Prawie całość jego prac gdzieś pewnie
jest, ale mało kto wie, gdzie. Piotr Kamiński
podaje, że duża część zaginęła. A może się
myli? Mili się na pewno w tym, że Kurpiński nie
komponował po powrocie niemal zupełnie. Napisał
jeszcze operę „Cecylia Piaseczyńska”. Czyli
niemal zupełnie nie komponując - machnął jeszcze
operę. W 1829 roku. Także zapomnianą. Elsner
wypomina mu, że udał się tam za pieniądze rządowe
i też miesza fakty.
Rozwijajmy raz uznane prawdy
w miejsce pedantycznego wyszukiwania coraz to
nowych, a pewno zajdziemy dalej.
A
dokąd doszedł Kurpiński. Patrzę się na malutki
przerywnik – bo tak nazwał wydawca rysuneczki
Adama Młodzianowskiego w wydanym w 1954
„Dzienniku Podróży”. Dany na sam koniec,
zapewne przerywa między lekturą tekstu a indeksem
na zakończenie książki, choć jest jakby kodą,
delikatnym zakończeniem, albo kończnikiem
graficznym. I co przedstawia ten kończnik? Kareta,
choć bardziej dyliżans pocztowy wjeżdża do
Warszawy. Na jakość podobnych pojazdów tak
wyrzekało niegdyś liternictwo Mozarta. Kolumna
Zygmunta Słupnika Warszawskiego wita go po podróży.
Do czego tu wracać? Do czego wrócił i do czego tęsknił
Karol Kurpiński? Do tego pustego, przykrego
zapomnienia pokoleń? Do tego płytkiego gadania
przeróżnych nowomodnych mędrków? Bat świsnął
jeszcze raz nad grzywami koników i podróż zakończona.
W
tym morzu niczego, w tym zbiorowisku wiecznie rodzącego
się rumowiska, w tym targanym przez głupotę ludzką
kawałku ziemi. Co było w Polsce, że wrócił? Możliwość
zadyrygowania kilkudziesięciu
utworów znanych na Zachodzie? A może wspomnienie
Zosi, ciągnęło go do domu. Nie dały mu
Francuzeczki i Włoszki skosztować swego miodu, bo
brakło mu na to dzięgów, jak sam wypisuje. A
Zosia pracowicie przepisała jego „Dziennik” i
nie sarkała. A może tylko sama jedna wielka
„Warszawianka” ciągnęła go tu jak magnes.
Chcieli Polacy stolicę swoją spalić jeszcze kilka
razy, ale takiej rzeczy, takiego hymnu powstańczego
nie powstydziły się nawet Verdi. A może by pękł
z zazdrości. Co spowodowało, że Karol przestał
pisać?
O
pyskaty narodzie, przepełniony jadem po same
brzegi, czy Ty lubisz być bity po liternictwie?
Czy to twoje umiłowane zajęcie poniewierać
swoich autorów? Czy nie wiesz, że bez nich znowu
zetrą Cię z mapy świata? Że zostanie po Tobie
to, co zwykle pozostawia po sobie kamfora i inne
ciecze aromatyczne. Może i dasz komuś powąchać
wspomnienia o swoim istnieniu, ale twoja własna
przewrotność Cię zgubi. I nie pomoże Ci żaden
hymn, chwalący istnienie Polski, kiedy Ciebie nie będzie.
Nie wskrzesi Cię wtedy żadna muzyka.
Andrzej
Marek Hendzel
|