Rozbierzmy
bajkę Ezopa. I to na dokładkę do rosołu. A tak
to było:
Lew
i niedźwiedź
Lew
i niedźwiedź spotkali jelenia i rozpoczęli o
niego walkę. Kiedy padli ciężko ranni i na pół
przytomni, zjawił się lis. Ten widząc ich leżących,
a między nimi jelenia, porwał go i oddalił się.
Ci, nie mogąc się podnieść, zawołali: „Jacy
my głupi! Tyle nacierpieliśmy się dla lisa!”.
Czyli
pewnie chcieli sobie rosół uwarzyć z jelenia. A
co mówi epimition, czyli wyjaśnienie, albo, jak
kto woli, morał? Oto tak mówi:
Bajka
uczy, że słusznie się oburzają ci, którzy wiedzą,
że inni zbierają owoce ich trudów.
Ale
czy to ma sens? Zastanówmy się przez chwilę... A
kto upolował jelenia? Mogło być tak, że jeden z
nich upolował jelenia, a drugi się napatoczył i
chciał mu go wydrzeć. I zaczęli się bić. Albo
jeleń leżał zabity. Czyli obaj spełnić chcieli
szlachetną rolę padlinożercy. Mieli za mało siły
i sprytu, by upolować sobie jelonka, ale dość siły
i głupoty, by się wzajemnie pochatrać i pogrążyć.
Załóżmy, że tak było. Obojętnie jak. Albo
jeden upolował, a drugi chciał mu to zabrać, albo
obaj polowali na padlinę. Bo chyba nie sposób
sobie wyobrazić sytuacji, gdy obaj wspólnie polują
na jelenia.
A co
do lisa. To jakim cudem mały lis wytaszczył im
spomiędzy ich frontów dużego jelenia, który
sprawiłby w końcu kłopot zarówno niedźwiedziowi
jak i lwu?
W
naszych czasach takim lisem mógłby być Wietnam.
Na jego terytorium w istocie walczył niedźwiedź
(Rosja Sowiecka wraz z Chinami) z lwem (Stany
Zjednoczone). Tak się tam wykrwawiły te dwa
mocarstwa, że lis (Wietnam) porwał sam siebie i
uciekł, jednemu i drugiemu. Ale co mu z tego przyszło?
Dalej jest głodny. Wynikałoby z tego, że raczej
lew i niedźwiedź biliby się o lisa. Ale po co im
lis? Do konsumpcji?
Albo:
kto mógł być jeleniem? Może jeleniem była
Polska. Rosja i Niemcy wreszcie się popadły i
Polskę uprowadził sprytny lis nazywający się Józef
Piłsudski. Już Mickiewicz kazał się modlić
Polakom o wielką wojnę ludów. I wojna wybuchła.
Osłabione mocarstwa nie dały rady uratować
jelenia, ale jeleń został im wyrwany kęsami,
poprzez ćwiartowanie i potem scalanie. Dziwnym
trafem także na koniec zmartwychwstał i lis go
wcale nie chciał pożreć.
Więc...
o czym jest ta bajka? A może się po prostu Ezopowi
nie udała. Albo ktoś podstawił swoją nieudolną
robotę za robotę Ezopa? W każdym razie takie wytłumaczenie,
jakie nam przekazała tradycja jest zupełnie bez
sensu. Bo jakie trudy ponieśli lew i niedźwiedź,
których owoce odebrał im lis? Chyba, że oba te
monstra najpierw się dogadały, aby utłuc jelenia,
a potem przy podziale łupów wzięły się za łby.
W takim razie to im się należało, że łup, choć
martwy, uciekł im sprzed nosa i to na nogach liska.
Rosół z dziczyzny i to w kostkach, dajmy na to z
jelenia, to też forma na eskapizm jeleni sprzed
pysków wielkich mocarstw. Rozwija własną pomysłowość,
produktywność i siłę przetrwania. A wtedy to
wyjaśnienie dane z tradycji już zupełnie nie ma
sensu, bo jedynym pracusiem byłby wtedy lis i tylko
on miałby prawo do owoców swego wysiłku.
A co to ma wspólnego z
muzyką? A po co sadzać naprzeciw siebie dwie walczące
orkiestry? Co to komu da? I co wyjdzie z tego, że
się pobiją? Nawet muzycznie. Jedna klasycyzująca
a druga awangardowa. A kto ma być wtedy publicznością?
I gdzie się ma podziać? Wtedy skromny grajek może
pokonać obie i na dokładkę spowodować, że
martwy jeleń – znudzona publiczność –
zmartwychwstanie i ucieknie razem z nim sprzed tego
frontu głupoty.
Andrzej
Marek Hendzel
|