Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 07. 06. 2009 r.

 

 

 

Dziś zróbmy tylko wstęp do dalszych wywodów. Troje z dwójkami: Fryderyk II, Józef II i Katarzyna II. Może nie w grzecznej kolejności i nie podług hierarchii zasług. Jedno jest pewne, tylko ta ostatnia były przy porodzie pierwszego dziecka i przeżyła ostatnie, po którym Rzeczypospolitej już nie było. Cienie Fryderyk Wilhelm II i Leopold II, to już tylko drugi garnitur sług tej samej zbrodni – grabieży.

 

I zobaczmy kim byli. Józef II protektor muzyków wiedeńskich, dobroczyńca Glucka, Haydna i Mozarta. I pomniejszych miernot. Czy nie światła osobowość absolutystyczna? Cóż za oświecony umysł, a jednocześnie inspirator uczestnictwa Austrii w pierwszym rozbiorze Polski. Słuchu to może i nie miał, jak twierdzą autorzy sztuk i scenariuszy, ale doskonale słyszał skąd wyciągnąć brzęczącą monetę.

 

A znany w świecie flecista Fryderyk II i autor utworów muzycznych. On to stoi u podwalin niemieckiej szkoły muzycznej, a jakże sobie poczynał przy kompensowaniu sobie na Polsce upokorzenia, jakie zgotowali mu carscy kozacy na ulicach Berlina. Tak to zgrabnie zorkiestrował, że jego następca tylko zebrał owoce napisanego wcześniej dzieła.

 

A pruska księżniczka ze Szczecina Katarzyna II, czyż nie była autorką oper komicznych? Jakże dobrze radziła sobie z chórkami zawodzącymi morały, jakby całe stado baranów jednocześnie doznawało orgazmu. Zawsze nienasycona Szwabiocha. Oczywiście posuwam się za daleko, bo brzydko to skwitowałem i antyniemiecko, antyprusko i antyszwabsko. A może tylko propolsko. Ale w istocie, przecież to była Rosjanka z krwi i kości. Szczególnie krwi wylanej na Pradze, którą tak zgrabnie pacyfikował Suworow. I kości tam mordowanych cywilów.

 

Ale to przecież wszystko były tylko kłótnie w rodzinie. Drobne niesnaski. My dzięki temu nienawidzimy Rosjan do dzisiaj, bo to ich bagnety szły na Polskę. Jak chcą obecne władze za Dymitra Samozwańca. Biedny Borys Godunow, ta postać świetlana rosyjskiej opery.

 

A w istocie, o co chodzi? Rzeczypospolitą rozebrało troje Niemców, a na wspólników wzięło trzy narody: dwa niemieckie i jeden dajmy na to rosyjski. Czyli dwa i pół Niemców... i pół dajmy na to Rosjan. I to przy jakiej dyscyplinie, zgodności i pewności siebie, choć chwilę wcześniej chatrali się o byle co po połowie Europy. Od Bałkanów po Krym, od Siczy Zaporoskiej po Inflanty. A skrupiło się na Polsce.

 

A skąd mieli tę dyscyplinę. Ano król Staś, namiestnik Rzeczypospolitej z ramienia Rosji był całkowicie niemuzykalny. Nie słuchał, choć może się mylę, ale go na tym nie przyłapałem. Ale na pewno nie grał i nie pisał. A gdyby poszedł za przykładem szwedzkiego króla Gustawa III, który pisał opery i pozostały po nim nawet urządzenia operowe, drewniane a jakże. A ponoć to czescy komuniści byli nieudolni, że przetrwał w Pradze, nie na Pradze, teatr, gdzie miały miejsce prawykonania utworów Mozarta. A tu proszę, Szwedzi, mają ciągle te windy i kołowroty jak ze starej fregaty z wojny z Rosją. Może nie przegranej, ale na pewno nie przegranej na swoim terenie i kończącej się totalną klapą.

 

Niemcy ze swoją niepohamowaną pazernością zdeptali Polskę. Ich dyscyplina wywodziła się z muzyki. Może słabej, tępej i miernej, ale z muzyki. Na dworach tych chciwych władców oni sami muzykowali, albo przymuszali do muzyki albo ją sponsorowali. A król Staś biadolił i nie stworzył siły, która jednoczy ludzi pod jednym sygnałem. Nie powołał ducha narodowego do walki o swoje prawa. Był tylko łzawym faworytem Kasieńki albo Katiuszy. Jak kto woli. Za to, że złapał ją za schaby, dostał koronę Polski. Ale zapomniał o muzyce. A mała pieśń urodzona na dalekiej ziemi italskiej niesie tego zapijaczonego ducha do dzisiaj. Tylko czemu nie ma w tym dyscypliny i siły? Czemu nie ma w tym wiary w siebie? Czemu nie ma w tym muzyki?

 

Czy kochać własny kraj to jakaś zbrodnia? Czy wierzyć w jego żywotne siły to zbrodnia? Czy opór wobec zaborczości sąsiadów to zbrodnia? Czy miłość swojej własnej muzyki, płynącej gdzieś z serca tego kraju to zbrodnia? A przecież w Polsce bije serce Europy. Zadeptanie tego serca, było zbrodnią. Niewybaczalną zbrodnią. I to popełnioną na muzyce.

 

 

Andrzej Marek Hendzel