Napiszmy
kilka słów o Prokofiewie. Siergieju Siergiejewiczu.
Cóż za osobowość muzyczna, jakie bajki pisywał o
Piotrusiu i pomarańczach. A niemiecka „Kronika
Opery” nie podaje daty jego śmierci. Ta sama
pedantyczna zołza, która tak rozczula się nad
niemieckimi osiągnięciami operowymi w trakcie II
Wojny Światowej, milczy o tej dacie.
W
Polsce było wtedy powiedzenie: „Tylko świnie siedzą
w kinie.”. A kim byli ci, którzy w trakcie tej rozpętanej
przez siebie pożogi siedzieli w operze w Berlinie,
Monachium i innych miastach Niemiec? O przepraszam,
miastach Rzeszy. A za spalenie tej czy innej opery
obwiniają nawet teraz zatrudnionych przy gaszeniu pożaru
przymusowych robotników z zagranicy. Za to rekordowe
tempo odbudowy opery w trakcie wojny w Berlinie podają
aż trzykrotnie.
A o
dacie śmierci Prokofiewa zapomnieli. Czy był inny
powód tego, że jej tam nie ma? A może to
przemilczenie? Świadome czy nieświadome. W każdym
razie ta data to data szczególna, gdyż był to 5
marca 1953 roku. Tego samego dnia inny obywatel Związku
Radzieckiego skonał, tym razem na Kremlu. Nazywał się
Józef Wissarionowicz Stalin. Daty urodzenia inne, ale
data śmierci i miejsce idealnie zgodne. Miejsce
spektaklu – Moskwa.
Czemuż
to Niemcom ta data zawadza? A może boją się widma
rosyjskich czołgów w Berlinie? Ale dla opery
Rosjanie byli łagodni, nawet dla niemieckiej. Teatry
operowe zaraz zaczęły działać. O sile propagandy
operowej Rosjanin wie doskonale. Uczył się u
najlepszej nauczycielki, Niemki Katarzyny II.
A do
czego nawiązuje ten podwójny zgon? Może do
najstarszych praźródeł cywilizacji? W mieście Ur w
starożytnej Sumerii znaleziono groby królewskie, w
których obok katafalku zmarłego królewskiego członka
rodu leżeli pomordowani ludzie jego świty. Świta królewska
składała się głównie z – muzyków. Czy nie piękne
podsumowanie cywilizacji despotyzmu? Prokofiew kona na
grobie tyrana Stalina. Jak w bajce. Idzie na tamten świat
ze swoim szefem.
Z tym
samym szefuńciem, który go przyjął zbłąkanego na
łono mateczki Rosji. Dał mu posadkę, zamówienia i
spokój do komponowania. Nie radził sobie Prokofiew w
Ameryce, to o poruczniczynie Kiże smarnął Stalinowi
i było na chleb, opierunek i na dobry trunek.
A
wilki spomiędzy Renu i Odry z zawiści patrzyły na
te prokofiewowskie operzydła i milczały zaciskając
zęby, że oni tam mogą i nikt im oper nie
bombarduje. Bo Rusek mógł się wynieść nawet za
Ural, aby grać opery. A Niemiec gdzie? I odgadliśmy,
czemu między rokiem 1939 a 1945 nie ma dokonań
operowych poza Germanią. W każdym razie w
niemieckiej wersji historii. To co potrafi Rosjanin w
swojej wiernopoddańczej postawie na klęczkach do władcy,
tego mu Niemiec zazdrości do dzisiaj. Ale może to ma
więcej z rytuału pogrzebowego niż z muzyki.
Andrzej
Marek Hendzel
|