Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 23. 08. 2009 r.

 

 

 

Rozczulam się tu nad muzyką. Ale nie muzyka jest w najbardziej opłakanym stanie w Polsce, ale coś zgoła innego – filologia klasyczna. Poszperaj, drogi czytelniku, a okaże się, że z muzyki, to może coś znajdziesz, ale z antyku... nawet resztek z obiadu.

 

Przeczytałem właśnie opowiadanie Giuseppe Tomasi di Lampedusy „Profesor i syrena”. Cóż za powikłana mieszanina obsceny i zakompleksienia. To mogło się urodzić tylko w głowie zatęchłej biblioteki akademickiej. Ale co to za cudowne opowiadanie. Obcowanie z wszechrzeczą poprzez przysposobienie erotyczne syreny. Cóż za przemyślność i jaka finezja w okazywaniu uczuć. Mieszanka faszyzującego światka złudzeń z drętwym patrzeniem na życie człowieka. A wszystko w mgiełce rzekomego humanizmu.

 

I kto kiedy powiedział, nawet Odysowi, że syreny mówią ludzkim głosem i to na dodatek po grecku? Niech to będzie nawet najbardziej zatwardziały miłośnik dialektu jońskiego, ale tego typu bredni nigdzie nie ma? A syreny wabiły swą muzyką. Czy to muzyka ich cielesności zespolonej w doskonałą całość z duchowością, jak chce autor tego syreniego śpiewu profesora? Była to muzyka niezwykła, godząca nas ze śmiercią.

 

A co to ma wspólnego z Polską i stanem naszego pożałowania godnego kierunku filologii klasycznej? Była sobie gazeta o meandrycznym sposobie myślenia poświęcona kulturze a głównie słowu starożytnych. Zwała się – a jakże miałaby się zwać – Meander. Zaprenumerowałem ją sobie trochę ponad rok temu, bo wydawało mi się, że to jednak żyje. I co się okazało. Ta gazeta to obecnie półrocznik o przewartościowanej cenie wydawany w nakładzie 300 egzemplarzy. Astronomiczna cena za te panegiryki w środku, to kpina z kultury a już zupełnie ze starożytnych. Ale najlepsze jest to, że numer wychodzi z ponad dwuletnim opóźnieniem w stosunku do aktualnie obowiązującego kalendarza. W tym tempie, za kilka lat, zaczną wydawać numery sprzed narodzin Chrystusa.

 

Czy zatem muzyka ma się dobrze w Polsce, bo filologia klasyczna nie ma się tu wcale? Otóż nie, ale tak nieprzejednanej wyniosłości z jaką się można spotkać tylko wśród filologów klasycznych nie ma się do czynienia nawet wśród dość butnych dyrygentów. I to nie jest żadna bufonada, aby nie obrażać żartobliwego tonu opery buffa. To raczej brak jakiejkolwiek koordynacji działań, jakiegokolwiek pomysłu zespalającego ludzi w wysiłku. Nie jest to nawet żadna bezinteresowność, ale przejaw zawiści i złości pomiędzy resztkami ruin na różnych katedrach, gdzie nie ma żadnej osoby chętnej do zgody i współpracy.

 

A ta literatura panegiryczna ku czci swoich zmarłych kolegów z zupełnym zapomnieniem o tym, co stanowiło treść pracy naukowej i badawczej, to nawiązanie do tradycji sarmackiego samochwalstwa. Żadna muzyka, nawet śpiew syren, nie przebije się przez taką skorupę. Ale muzyka żyje mimo tego zaskorupienia w umysłach, które powinny świecić przykładem otwarcia na świat. Człowiek emanuje muzyką, inaczej staje się rasistowskim bydlęciem, którego żadna syrena nie raczyłaby trącić nosem, choćby do samego nieba zawodził, że jest Zeusem.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

 

Do góry