Muzyka, bo o niej tu mówimy,
ma pewne swoje wyjątkowe narowy. Są dwie dziedziny
muzyczne: kompozycja i wykonawstwo. Jeśli ktoś myśli,
że te dwie dziedziny są ze sobą zbieżne albo
zawsze zbieżne, to wpada w pułapkę równie bolesną
jak kontakt ze szczerbatym łożem fakira, w którym
pozostał tylko jeden gwóźdź i to najostrzejszy.
Poniekąd
kompozytor to taki architekt, który narysował
projekt i jego rola się skończyła. Ale dziś usłyszałem,
że takie myślenie to myślenie faceta, który zrobił
babie dziecko a potem ją porzuca, bo już się
wystarczająco napracował podczas jego robienia. No,
nie przypuszczałem, że takie analogie mogą rodzić
się w czyichś głowach. Ale w sumie, to racja.
Kompozytor
to bydle, które namęczyło się przy płodzeniu
muzyki.
I co z
tym teraz zrobić... Analogia budowlana wydaje się dość
atrakcyjna, bo muzyk wykonawca, to wirtuoz kielni, lub
genialny kamieniarz, który zrobi te namazane na
papierze reliefy, pilastry i rzygacze. Szczególnie te
ostatnie interesują pijanice, które lanie poza kołnierz
wiążą z muzyką, jako jej warunek sine qua non.
Takie myślenie może poruszy zapijaczonego Ruska
porzuconego gdzieś w tajdze, gdy już spalił nawet
swój fortepian, bo mu szkoda było łazić do lasu,
aby naprzynosić chrustu. Miał od tego babę, która
jak pies biegła przy wozie i ten chrust mu niosła. A
teraz co... Powiesi się na strunach. I to do tego
piejąc na sam koniec jakąś prawdziwie ruską dumkę,
nadwerężając przy tym swoje struny głosowe.
Zatem
budowlaństwo nie jest tu przykładem dobrym. Choć są
wyjątki. Taki Gaudi. Sam skakał po rusztowaniach,
kleił te kafelki, jakby chciał zaspokoić potrzeby
kafelkowania u wszystkich gospodyń domowych, szefów
kuchni i kostnic razem wziętych. Nie udało mu się
zrealizować wszystkich projektów, ale to, co zrobił
jest równie imponujące jak wielkie budowle
realizowane z rysunku. Albo Michał Anioł. Jego
autoportret sprzed śmierci. Jakby kto sfotografował
ofiarę niemieckich barbarzyńskich obozów
koncentracyjnych. Zbydlęceniu człowieka towarzyszy
czasem niezwykła szlachetność i poświęcenie.
I
teraz jaką drogę wybrać...
Siąść
i sklecić automat, który zastąpi biedne murarki i
murarzy? I to wolne murarki i jeszcze bardziej wolnych
murarzy. Pomyślcie o kręgosłupie, przy kleceniu
tego monstrum. O oczach. I innych atrybutach człowieczeństwa.
Może
jednak dać cosik z siebie i przypilnować chociaż,
by dzieciarowi w garnku nie brakło kaszy, miał nad głową
daszek, bodaj z czapki, ale by nigdy mu nie brakło
wiedzy, tej skarbnicy nieprzebranej, ukrytej na
kartach ksiąg, choćby nawet wszelkie debilstwo Świata
klepało, że książki to przeżytek, bo jest
Internet i biciarstwo przeróżne?
Oto długie
pytanie, nad którym warto się zastanowić w swoim
muzycznym zacietrzewieniu.
Andrzej
Marek Hendzel
|