Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 01. 01. 2010 r.

 

 

 

Muzyka, bo o niej tu mówimy, ma pewne swoje wyjątkowe narowy. Są dwie dziedziny muzyczne: kompozycja i wykonawstwo. Jeśli ktoś myśli, że te dwie dziedziny są ze sobą zbieżne albo zawsze zbieżne, to wpada w pułapkę równie bolesną jak kontakt ze szczerbatym łożem fakira, w którym pozostał tylko jeden gwóźdź i to najostrzejszy.

 

Poniekąd kompozytor to taki architekt, który narysował projekt i jego rola się skończyła. Ale dziś usłyszałem, że takie myślenie to myślenie faceta, który zrobił babie dziecko a potem ją porzuca, bo już się wystarczająco napracował podczas jego robienia. No, nie przypuszczałem, że takie analogie mogą rodzić się w czyichś głowach. Ale w sumie, to racja.

 

Kompozytor to bydle, które namęczyło się przy płodzeniu muzyki.

 

I co z tym teraz zrobić... Analogia budowlana wydaje się dość atrakcyjna, bo muzyk wykonawca, to wirtuoz kielni, lub genialny kamieniarz, który zrobi te namazane na papierze reliefy, pilastry i rzygacze. Szczególnie te ostatnie interesują pijanice, które lanie poza kołnierz wiążą z muzyką, jako jej warunek sine qua non. Takie myślenie może poruszy zapijaczonego Ruska porzuconego gdzieś w tajdze, gdy już spalił nawet swój fortepian, bo mu szkoda było łazić do lasu, aby naprzynosić chrustu. Miał od tego babę, która jak pies biegła przy wozie i ten chrust mu niosła. A teraz co... Powiesi się na strunach. I to do tego piejąc na sam koniec jakąś prawdziwie ruską dumkę, nadwerężając przy tym swoje struny głosowe.

 

Zatem budowlaństwo nie jest tu przykładem dobrym. Choć są wyjątki. Taki Gaudi. Sam skakał po rusztowaniach, kleił te kafelki, jakby chciał zaspokoić potrzeby kafelkowania u wszystkich gospodyń domowych, szefów kuchni i kostnic razem wziętych. Nie udało mu się zrealizować wszystkich projektów, ale to, co zrobił jest równie imponujące jak wielkie budowle realizowane z rysunku. Albo Michał Anioł. Jego autoportret sprzed śmierci. Jakby kto sfotografował ofiarę niemieckich barbarzyńskich obozów koncentracyjnych. Zbydlęceniu człowieka towarzyszy czasem niezwykła szlachetność i poświęcenie.

 

I teraz jaką drogę wybrać...

 

Siąść i sklecić automat, który zastąpi biedne murarki i murarzy? I to wolne murarki i jeszcze bardziej wolnych murarzy. Pomyślcie o kręgosłupie, przy kleceniu tego monstrum. O oczach. I innych atrybutach człowieczeństwa.

 

Może jednak dać cosik z siebie i przypilnować chociaż, by dzieciarowi w garnku nie brakło kaszy, miał nad głową daszek, bodaj z czapki, ale by nigdy mu nie brakło wiedzy, tej skarbnicy nieprzebranej, ukrytej na kartach ksiąg, choćby nawet wszelkie debilstwo Świata klepało, że książki to przeżytek, bo jest Internet i biciarstwo przeróżne?

 

Oto długie pytanie, nad którym warto się zastanowić w swoim muzycznym zacietrzewieniu.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

Do góry