Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 28. 01. 2010 r.

 

 

 

Napiszę dziś o muzyce, bo czuję taką potrzebą, cokolwiek o niej powiedzieć. Muzyka to nie ciężki kawałek chleba, choć żyć  z tego bardzo trudno. Muzyka to nie powód do zwady, choć najczęściej wywołuje kłótnie. I drogą negatywnej eliminacji dochodzimy do tego czym jest muzyka.

 

Muzyka to świat zorganizowanych dźwięków, które mają swój przekaz. Obojętnie, czy to jest przekaz emocjonalny, intelektualny czy zwykła rozrywka. Nawet w tej ostatniej czasem zawarte są tak głębokie treści, że trudno nad nią przejść do porządku dziennego. I na odwrót, czasem te płody muzyczne, które mają być wyrozumowane albo głębokie uczuciowo są tylko płytkimi i pretensjonalnymi dokonaniami, skazanymi na niebyt w świadomości ogółu.

 

Dobrze napisana piosenka może przetrwać w umysłach ludzkich całe wieki, a źle napisany koncert symfoniczny przeminie, zanim się skończy jego wykonanie. A czasem przeminie, zanim się takie wykonanie zacznie albo z chwilą rozpoczęcia. Gdy koncertmistrz chwyci smyczek, aby wydać wiodący dźwięk, zanim dyrygent podniesie batutę, aby pokazać swoje podejście do swojej czupryny lub jej braku... zanim to wszystko nastąpi – muzyka może się rozwiać na amen.

 

Ktoś powie, że muzyka nie mieści się w żadnej definicji. Niestety – wszystko mieści się w jakiejś definicji, zatem i muzyka także. W czasach zawiei i zamieci, albo może w czasach zamętu, muzyka zawsze traci. Nie daje się łatwo organizować czegokolwiek, gdy wszystko jest zdezorganizowane. Nawet rozrywka wtedy spada na płask. Ktoś pewnie wolałby, by spadała na pysk, ale gębę dorobią innym inni, nie autor tych słow. A muzyce dorabiać gęby nie potrzeba.

 

Za zdradę tego, co jest treścią muzyki, muzyk płaci bolesną cenę. Staje się robakiem. Żeby choć braciszkiem Robakiem, emisariuszem napoleońskim, ale nie - zwykłym kupotoczkiem.  I toczy przed sobą świat, swój okrągły, kulisty świat, jak w znanej reklamie piwa, albo na wstępie pięknego filmu „Faraon”. Taki skarabeusz i koryfeusz zarazem. Tandetne błazeństwo, nawet nie filozoficzne, jak u Stańczyka.

 

Nie piszmy muzyki i stoczmy się do pozycji robaka, nawet nie małpy na drzewie. Nie musimy uciekać po gałęziach, wystarczy, że spodlimy się do roli ważnych person. I kupa gotowa. I to okrągła, kulista nawet. Z tego powodu nie obchodzą mnie cudze dylematy. Bo jeśli ktoś spodlił się do roli członka jakiegoś grona, niech lepiej muzykę zostawi w spokoju, albo wyjdzie z tego grona, bo szkodę wyrządza muzyce. Czy taki czyta to, co tu napisał autor? A kogo to obchodzi, czy taki czyta? Jeśli mu dobrze z girami w krowim placku, bo tam ciepło i bezpiecznie nawet bez obuwia, to jego problem. Nawet krowa, producentka tego poczucia komfortu żałować mu tego nie będzie.

 

Ale co to ma wspólnego z muzyką... Gdyby był pastuszkiem, który tak ratuje swoje bose kończyny przed odmrożeniem, a z całej piersi albo piosnkę zapodaje, albo dmie w fujarkę swoje przygrywki, to można rzec: Nie zginie muzyka, broniona jego personą. Ale gdy to jest wygodnictwo oportunisty, który robi coś, bo się boi, co powiedzą koledzy i uczniowie, albo wykonawcy, to zabił już muzykę w sobie. A taki żadnej muzyki nie wniesie do wielkiego wora, jakim jest zbiorowa świadomość ogółu.

 

Muzyka bowiem na pewno nie jest rodzajem gry z samym sobą i ze światem. Takie coś to hazard, a nie muzyka. Może to i jest jakaś dyplomacja pokerzysty i jego zimnej facjaty, ale muzyka to na pewno nie jest. Niech zatem świat pozwoli na odrobinę spokoju i da w końcu tworzyć muzykę, zamiast organizowania rzeczywistości w taki sposób, że nic tylko na drzewo uciekać. I co miałby tam niby robić autor muzyki? Piszczałkę strugać, albo skrzypki? Nawet dobry instrument potrzebuje dobrego i sezonowanego drewna. Czyli spokoju i pokoju przez całe pokolenia, aby to drewno w międzyczasie nie wylądowało w piecu albo nie spłonęło z rąk jakiejś morderczej hordy.

 

Jeśli zatem ktoś ma dylemat, co wybrać, niech raczej powie ludziom, którzy wolą krowi placek dla swej wygody, że w ten sposób źle się przysłużą muzyce. Tylko pieśń pastusza im zostanie - a i tę trzeba robić dobrze, jak każdą muzykę.

Andrzej Marek Hendzel

 

 

 

 

Do góry