A+ A-
    Wydawnictwo Oficyna

    Wstawki

     

    Strona główna
    Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik MuzycznyPiosenki Artykuły Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
    Poprzednia

    Wstawka numer 108

    Następna

    Koszalin, 24. września Roku Pańskiego 2020.

     

    Lex jest jak kleks

     

    I co znowu ta łacina? A może to imię kota? Tego inspiratora ochrony praw zwierząt futerko­wych w Polsce? Koszalin jest ciągle w Polsce, bo jeszcze go zdradliwe pisiory nie oddały Niemcom, ale termin już blisko bo mało czasu do 1-go maja 2021 roku, gdy wygaśnie ustawa o wstrzymaniu sprzedaży zie­mi. Sprawdźcie w naszej wyszukiwarce ustaw www.telksinoe.pl. Ustawa z 2016 pozy­cja 585. Linka nie podaję, bo ustawy pływają także i u nas, bo stale w nich majstrują, zmienia się (wstecznie) liczba ustaw w postaci jednolitej na stronie Sejmu i numeracja u nas także pływa.

     

    Po łacinie ius i lex to po prostu prawo. A pamiętacie Dyndalsia z „Zemsty” Fredry: „Żyd, ja­śnie panie. Lecz w literę go przerobię.”? Cześnik miał przeprawy z Dyndalskim w kwestiach zapew­ne nie tylko epistolograficznych. Mam tu swój pomysł, jak to było z tymi żydami w Polsce. Dziś nam mówią, że żyd, w znaczeniu: „O, żyd.” - gdy ktoś się o coś potknie, albo zrobi kleksa, to skutki niena­wiści Polaków do żydów. Nie wiem, ja takiej nienawiści nie czuję. Wiem jedno, że to sposób patrze­nia żydów na polską rzeczywistość. Tyle wieków mieli tu jak u Pana Boga za piecem, gdzie inne na­rody europejskie straszliwie ich prześladowały i goniły od siebie. Leźli tu do Polski. Szukali schronie­nia. Wszędzie niemal w Europie ich nazwa wywodzi się od Judy i Judei. W Polsce słowo żyd nijak nie kojarzy się z Judą. Zatem, może jest starsze niż żyd w odniesieniu do Izraelity? Może pierwotnie znaczyło coś jakby: zawalidroga, ktoś, kto w czymś przeszkadza lub niewybaczalny błąd. Choć Dyn­dalski w swym uporze, wiadomo Polacy znęcali się nad biednymi żydkami, postanowił go przerobić w literę. Nie wiem jak i przy użyciu jakich narzędzi, ale próbował, by epistoła jakoś wyglądała. Bo do damy, to jak można z kleksiskami.

     

    Dziś wiemy, jak żydzi wykorzystują prawo dla swoich potrzeb – i Boskie i ludzkie. Nasi przod­kowie nie wiedzieli? Byli ślepi? Gdy pan kazał żydowi zbierać podatki w swoim imieniu, to prosty lud nie widział, ze żydowski poborca ciśnie powołując się na prawo? Zatem domyślcie się sami peł­nej treści tego tytułu na górze.

     

    Ten rzekomy konflikt między klasykami i romantykami w Polsce, zanim doszło do Wielkiej Emigracji po Powstaniu Listopadowym, to według mnie wymysł. Oni wszyscy byli Polakami i nie mieli interesu kłócić się o bzdury. O jakąś stylistykę. Zacytujmy za Janem Śniadeckim, co pisał w swej dłuższej wstawce „O języku polskim” właśnie o języku polskim:

     

    „Panowania cudzoziemców wypędziły go ze dworu; w szkołach publicznych prawie żadnego nań nie miano względu i baczności. Panowie gardząc instrukcyją publiczną, więcej siebie i swe dzie­ci ćwiczyli w językach zagranicznych jak ojczystym; zniszczenie miast przez starostów, konfederacye i zawieruchy krajowe, bezbożne ujarzmienie ludu, wprawienie go w opilstwo i niedołężność i odsu­nienie od nauki, wprowadzenie sromotnej łaciny jurystów do sądów i trybunałów koronnych na uwiecznienie i tuczenie pieniactwa, po śmierci Skargi kościoły i ambony przez zaniedbanie wycho­wania duchowieństwa, zepsutą mową i arlekińskimi konceptami zniewalające religię, rozsądek i ję­zyk, wszystko to razem gnębiło i ciemiężyło mowę kra­jową...”

     

    A wcześniej o polszczyźnie tak napisał:

     

    „Mój Boże! rzekłem sobie w gorzkim westchnieniu, trzebaż było jeszcze tej ostatniej klęski na nieszczęśliwy i tylą dolegliwościami trapiony naród, żeby nawet mowę ojczystą, ten jeden zabytek jego chwały grzebać i niszczyć! żeby w stolicy przemawiano i pisano językiem, którego już szczery Polak zaczyna nie rozumieć! Gnębili nas Niemcy od dawna tylą politycznymi uciskami, przywłasz­czeniami i grabieżą. Maż im się jeszcze udać zaciemniać nas i durzyć swoją osowiałą metafizyką, wśród wieku bogatego w tyle nauk czystego smaku, rozumu, obserwacyi i doświadczenia?”

     

    Dalej nie będę cytował, bo mi pióro także wypadnie z ręki jak Śniadeckiemu, choć piszę pió­rem elektronicznym i wirtualnym. Dodam tylko to krótkie zdanko tegoż autora: „Język powinien usługować myśleniu, nie więzić je i krępować.”. Takie słowa jak „tylą”, „odsunienie” czy „usługo­wać” - to słowa niesłusznie z polszczyzny wyrugowane. Słyszycie, jak brzmią po wiekach?

     

    A dla zrozumienie, o co idzie autorowi w tym tekście, weźmy jeszcze cytat ze Stanisława Sta­szica z przydługiej, lecz wdzięcznie napisanej wstawki „O nauce” w rozdziale „Proces naukowego po­znania”:

     

    „Polityka dotychczas ledwo jest warta nazwiska umiejętności, bo jeszcze nie zna pewnych po­czątków, których prędzej nie odbierze, dopokąd nauka obyczajności wszystkich swoich prawd nie pozna.”.

     

    I na tym skończmy cytowanie. Czemu cytujemy? Cóż przed nami też byli autorowie czy, jak kto woli, autorzy. Pisali. Czy kto to czytał? A czy kto dziś czyta Śniadeckiego bądź Staszica? Nie dali­śmy sprawy o ustawie o zawłaszczeniu Polskiej Ziemi na początek, by zdradzić puentę wstawki, bodź przecież wszyscy już ją znają, albo powinni ją znać, bo to tajemnica poliszynela, że na tę ziemię dybią Niemcy a Naród Polski na to zobojętniał. Co więcej, zobojętniała na to inteligencja polska. In­telektualiści nie kwapią się poruszać tego chamskiego tematu, by nie posądzono ich w ich wydelika­conych pozach, właśnie o chamstwo. A wszyscy żłopią to samo podrabiane przez Chińczyka piwsko udając potomka austriackiej rodziny panującej. Żłopać piwsko to już potrafimy, ale wypadałoby się nauczyć myśleć?

     

    Powtórzy się historia, o której pisali autorzy klasycystyczni. I ta nad którą płakali romantycy. I potem następni. Dziś nic nie ubyło tym cytowanym fragmentom. Oddajemy nawet język w obce łapy, bo tak nam jest wygodne. Miałem nie dawać tu zdjęć o czysto literackim wydźwięku, bo takie zdjęcia nieco zaciemniają obraz sytuacji. Za dużo komentują.

     

    Podobno minister zdrajca, który oddał Polską Ziemię w ręce kleksów i zawalidróg a zabronił oddania jej polskim rolnikom, chce się podać do dymisji. Czy uratuje go to przed moim toporem ka­towskim? Małe szanse. Czy pisarze przede mną dadzą mi natchnienie, by pokazywać, jak wygląda Polska dzisiaj, by nie powtórzyły się te haniebne wyczyny naszych przodków? Nie wiem. Na pewno zaczerpnę od nich umiejętności obracania słowem, bo innego wyjścia nie ma. Jeśli nie przekonam Narodu, że nie tędy droga, by oddawać Polską Ziemię odwiecznemu grabieżcy i przywłaszczycielo­wi, to nie uratuje się ten Naród sam przed sobą. Znowu siądzie i będzie jęczał nad sobą, że mu cięż­ko i źle. Zostanie mu tylko literatura z kibla rodem, choćby najbardziej nawet pomysłowa.

     

     

    A lud tak oto komentuje dokonania tej niby­umiejętności… Miałem tu nie cytować a jednak cytuję. Bo czym jest to zdjęcie1, jeśli nie cytatem? Jakież to prawdy swej obyczaj­ności poznała dotąd nauka owej obyczajno­ści, skoro płodzi takie kwiatki? A w istocie kwiatki sadzi. Bo co można zrobić, oprócz sa­dzonego albo le­piej sadzanego w takim ustronnym przybytku? I my takim ludziom oddajemy prawo do decy­dowania o losach Rzeczypospolitej? Co się z nami stało? Cał­kiem już otępieliśmy od braku dobrej litera­tury? Jest za to literatura nagra­dzana, zupeł­nie jak ten kiblowy wykwit, który przynaj­mniej odzywa się w szczery sposób.

     

    Ludność, jak widać, pisze. I to z duszkami wo­kół liter. Niemal grafika trójwymiarowa. Nasz ję­zyk niewiele się wzbogacił od czasów Śniadeckiego. Poszarpany i poniewierany jakoś się katula, ale gdy trzeba coś wyrazić, stale odwołujemy się do cu­dzoziemszczyzny, jak wtedy. Do czasów najgor­szego zepsucia i upadku. Czy to jest język i słownic­two totalnej opozycji? Czy jestem w totalnej opo­zycji do czegoś? Na przykład do zakłamanego Rządu żydów w Polsce? Cóż, skoro jest Rząd totalny, to jest i totalna opozycja. Ale ten Rząd to tylko aspi­rant. Marzy mu się totalna kontrola i władza ab­solutna a wszystko mu się rozłazi w szwach li tylko z powodu głupich skórek. Uznali, że chodzenie w futrach ze zwierząt to fanaberia i chcą do tego pele­tonu dołączyć. A iluż to jest w tym peletonie? Parę krajów. Mnie bardziej interesuje, kto zapłacił pi­siorom za tę ustawę a teraz chce przenieść tę produkcję gdzie indziej, by dalej na niej kroić. Co w odniesieniu do skórek zdzieranych z grzbietów zwierząt, jest iście oczywiste. Cieszmy się, że ci mania­cy kontroli nie wpadli na pomysł, by kroić nas i z nas skórki zdzierać. Niewiele brakuje, by to talmu­dyczne towarzystwo poszło w tę stronę.

     

    Z Bogiem.

     

     

    Andrzej Marek Hendzel

     

    Zdjęcie Andrzej Skorski.

     

    Lex jest jak kleks pdf - 203 KB

     

    Do góry